logo
107918332CA023_Goya_Awards_

„Niech Bóg błogosławi Hitchcocka. Nie dostał Oscara, nie stworzył sekundy nudy.” Wywiad z Alexem De La Iglesia.

Poniższy wywiad przeprowadzony został w 2004 roku z okazji premiery filmu Iglesii „The Perfect Crime”(„El Crimen Ferpecto”).
Rozmawiał Jonathan Marlow. Wywiad pierwszy raz ukazuje się w języku polskim.

Jak doszło do tego, że bracia Almodovar wyprodukowali Twój pierwszy film?

W sumie, to pierwszym filmem jaki nakręciłem był „Killer Mirindas” [„Mirindas asesinas”].

W 1991 roku?

Tak. Czarno-biały obraz nakręcony w Bilbao w moim domu, z przyjaciółmi, z którymi pracowałem w teatrze. I z tą krótkometrażówką poszedłem do biura Almodovara z pytaniem, „Czy mógłbyś to zobaczyć?” Film spodobał się Almodovarowi na tyle, że zapytał mnie , „Czy chciałbyś nakręcić pełnometrażowy film?” – „Oczywiście”, i tak zaczęliśmy współpracę przy „Accion Mutante”.

„Acción Mutante” to film o superbohaterach dla ludzi odrzuconych. Coś czego można byłoby oczekiwać po „X-Men”, gdyby nie byli w formie i nie mogli się dogadać.

To terroryści. Banda niepełnosprawnych terrorystów walczących z pięknymi ludźmi. Taka jest fabuła. Źle wykadrowany, źle nakręcony, ale całkiem śmieszny obraz. Tworząc ten film byłem bardzo naiwny. Miałem wtedy dziwne pomysły. Zrobiłem wtedy wiele rzeczy, których nie zrobiłbym teraz, lecz mimo wielu minusów byłem wtedy zupełnie wolny, tworzyłem to, co chciałem.

Film, gdziekolwiek był wyświetlany, zyskiwał pozytywne recenzje. Słyszałem o nim na długo przed tym, jak pierwszy raz udało mi się go zobaczyć. Jeżeli rozpatrujemy go w kategoriach debiutu, to był naprawdę udany.

Cóż, nie wiem do końca czy osiągnął sukces, ale…

Jeśli nie finansowo, to na pewno stworzył Ci reputację…

No tak, miał dobry i szeroki odbiór na całym świecie…

 

vlcsnap-2013-12-04-22h13m11s208

 

W jak duży sposób Twoja jezuicka edukacja wpłynęła na „Day of the Beast”? Oczywiście, Twoja dawna szkoła nie byłaby raczej zadowolona z powstałego obrazu.

Nie wiem co sądzą o samym obrazie, lecz tak, pomysł na historię zrodził się podczas mych studiów z filozofii na Uniwersytecie Loyoli. Pamiętam jednego z księży który był zakochany w Plotynie, był ekspertem od tego filozofa, który nie był specjalnie „dobrym” filozofem, raczej dosyć słabym. Głupi filozof, bez porównania do Platona czy Arystotelesa, więc pomyślałem „Jak możliwe jest, że ten człowiek poświęcił całe swe życie na pracę i badanie nad nieważnym, nie za mądrym filozofem?” Dodatkowo człowiek ten nie znał współczesnego życia, nie korzystał z telewizji i tak dalej. Był w tym wypadku totalnym ignorantem. Co stałoby się gdybyś postawił takiego człowieka na współczesnej ulicy? To esencja „Day of the Beast”. Szalony ksiądz chce zapobiec apokalipsie, ponieważ odkrył kryptogram, który mówi o jej nadejściu.

Spośród całej maści filmów mówiących o przyjściu Antychrysta, twój ukazuje oryginalny sposób wywołania jego nadejścia – pogwałcenie 10 przykazań. Skąd taki pomysł?

Wydaje mi się, że to najlepsza moja fabuła, stworzona wraz z Jorge [Guerricaechevarría – przyp. JM]. Sam pomysł niewinnego człowieka popełniającego straszliwe rzeczy jest dosyć śmieszny, starszy jegomość ma tylko jednego przyjaciela, na dodatek ćpuna, grubasa zakochanego w metalowej muzyce. Nie wiem jak udało mi się zrobić ten film.Było cholernie trudno, gdyż każdy mi odmawiał. Almodovar odmówił pomocy, gdyż jest bardzo przesądny i powiedział mi : „Nie chcę tworzyć filmu o diable.” Nie ma problemu, ale czy myślisz że on jest zły? Nie wiem, czy się mu spodobał, może ten komentarz to była tylko wymówka.

Film posiada wstrząsające otwarcie. Upadający w prologu krzyż zwiastuje wspaniały ciąg dalszy.

Kocham tę scenę. Musisz wiedzieć, że lubuję się w tematach satanistycznych. Kocham demony i „The Exorcist”, tego typu rzeczy, filmy satanistyczne. Boję się stworzyć kolejny film o diable, piekle, gdyż ludzie będą go porównywać z „Day of the Beast”. Potrzebowałem na to 15 lat, mój następny obraz będzie o demonach. To, czego nie lubię w ludziach, to twierdzenie iż powtarzam się w swoich filmach.

Miałeś problemy z finansami przy kręceniu „Day of the Beast”, bo był zbyt…

Tak, było trudno, bo ludzie w Hiszpanii mieli problemy ze zrozumieniem obrazu. Sam scenariusz nie jest zbytnio śmieszny, jest raczej poważny, szczególnie dialogi…

…w tym telewizyjnego medium…

Tak, wydaje się wszystko normalne, ale gdy zobaczysz film po przeczytaniu scenariusza już nie jest taki poważny.

 

600full-the-day-of-the-beast-screenshot

 

Ten proces zmienia się podczas castingu i później, w trakcie właściwego kręcenia. Miałeś tego świadomość?

Tak, doskonale o tym wiedziałem.

Ale potencjalni sponsorzy stwierdzili : ” To nie ma prawa się udać”.

Tak, gdy czytali scenariusz mówiłem im : „To może nie wydaje się śmieszne, ale będzie”

Czy miałeś podobne problemy z pieniędzmi, przy następnym tytule – „Perdita Durango” (a.k.a. „Dance with the Devil”)?

Nie stało się tak, gdyż „Day of the Beast” stał się dużym sukcesem w Hiszpanii i mogłem robić co chciałem. Nie miałem wtedy specjalnego pomysłu na film, lecz mój producent Andrez [Vicente Gómez – przyp. JM] zapytał mnie , czy czytałem tę nowelę Barry’ego Gifforda [„59° and Raining”]?” . Przeczytałem i stwierdziłem że to dobry materiał na film” . Choć nie był to mój pomysł, traktowałem go bradziej jako pracę na zlecenie.

Zawsze piszesz, sam lub z kimś, swoje scenariusze. Czy współpracowałeś z Barrym Giffordem przy tym scenariuszu?

Nie.

Czyli tworzyłeś go tylko na podstawie książki?

Miałem książkę i scenariusz Barry’ego, który istniał, obok innego scenariusza jednego z filmowców, który też chciał ten obraz nakręcić, lecz ja stworzyłem jeszcze inny… Myślę, że to jeden z moich najlepszych filmów. Trudno jest czyjeś pomysły przeszczepić na własny grunt, własne myślenie. Jestem strachliwym człowiekiem, chcącym tworzyć tylko według własnych pomysłów, lecz potrzebuję do tego nieco pewności, ochrony. Gorzej się czuję pokazując na ekranie cudze pomysły. Gdy pracuję, a ktoś z ekipy powie: „Hej, zróbmy to w inny sposób” , to ja odpowiem, „Tak, być może,” gdyż to nie mój pomysł. Lecz gdy to ja piszę scenariusz, który znam jak własną kieszeń, mogę powiedzieć: „Nie, to niemożliwe.” Musimy wszystko tworzyć tak, jak ja tego oczekuję,po prostu dlatego że to wyłącznie mój pomysł.

Podejrzewam ze film ten był dla Ciebie dużym wyzwaniem, ponieważ była to koprodukcja między wieloma krajami z dosyć szeroką obsadą…

Z tego właśnie powodu kocham ten film, ponieważ włożyłem w niego dużo wysiłku i pracy. Przeprowadzałem rozmowy na jego temat z wieloma ludźmi, podróżowałem do Meksyku, do Arizony. Pre-produkcja była jak koszmar, pamiętam duże cierpienie podczas tworzenia tego obrazu. Rosie Perez była bardzo dziwną osobą, w pewnym momencie mówiąc do mnie: „Nie rozumiesz filmu, który kręcisz.” Zapytałem „Dlaczego?” „Nie rozumiesz dobrze angielskiego i nie jesteś w stanie stwierdzić czy gram dobrze, czy nie.” „Nie mówię po angielsku, ale widzę że grasz perfekcyjnie”, odparłem. Musiałem ją o tym przekonywać w każdym momencie, przy każdym ujęciu. Innym razem powiedziała, „Nie chcę tego robić, ponieważ w tej scenie występuję nago.” Ja na to: „Tak, oczywiście film jest o tym, że…” Ona mi przerwała: „Mój kontrakt nie przewiduje nagich scen.” „To niemożliwe” powiedziałem i faktycznie znalazłem ten zapis w kontrakcie! Zapytałem więc producenta, „Dlaczego do cholery zgadzasz się na to?” „Podpisałem go, bo trudno jest spisać kontrakt z tego typu charakterami, aktorkami tego typu, więc zgadzałem się na wszystko”.Ten film przyszedł w bólach.

 

img00062

 

Dużo oglądasz amerykańskiego kina, co widać w Twoich obrazach, szczególnie w „La Comunidad” („Common Wealth”). I oczywiście fascynacja Hitchcockiem.

Tak – Hitchcock i inni reżyserzy z lat 40-tych i 50-tych – Hawks, Ford,Cukor, Mann, Tourneur…

Jest to także widoczne, gdy próbujesz kręcić swoje obrazy w zamkniętych pomieszczeniach, chcąc skupić się na jedności miejsca akcji, , co dobrze widoczne jest w Twoim „El Crimen Ferpecto” („The Perfect Crime”). Zastanawiam się czy przypadkiem nie stało się tak z powodu problemów z budżetami Twoich filmów…

Myślę że to dobre wyjście z sytuacji. Dobrze pracuje mi się z kamerą w zamkniętych pomieszczeniach, lepiej to także wpływa na dramatyzm scen, które dzięki temu robią się bardziej teatralne. Kocham teatralność, tworzenie planu i wyobrażanie sobie, że wszystkie elementy danego kadru są przeze mnie stworzone. Wymyślam położenie aktorów w ujęciach, pozycję kamery , i tak dalej.

W „Common Wealth”, cały plan zbudowano od podstaw?

Tak.

Współpracowałeś z Carmen Maura, gwiazdą „Common Wealth”, znowu przy „800 Bullets”, choć już w mniejszej roli.

Mniejszej, choć właściwie takiej samej.

Jeśli w „Common Wealth” widać łącznik z amerykańskim kinem lat 50-tych, to „800 Bullets” wygląda jak Twój list miłosny do hiszpańskiego kina. Postać kaskadera Juliana Torralby jest grana w staromodny, niedzisiejszy sposób. Ukazujesz nam swoje zamiłowanie do filmowców takich jak Luis García Berlanga, reżyser „El Verdugo” („The Executioner”). Pokazujesz także przepaść między dawnym a współczesnym sposobem filmowania.

Wcześniej nie myślałem o tym, ale masz rację. Nie lubię filmów z czasów moich rodziców, raczej z czasów dziadków. Te z generacji przedhippisowskiej. Być może opowiadając o kinie – a 800 Bullets jest filmem „o kinie” – mówię też o tym kim jestem i do czego przynależę. Ten film opowiada historię zwykłego, małego miasteczka na środku pustyni.

Czy podczas pracy nad Perdita Durango odwiedziłeś „Tombstone”? Widać w nim podobne odtworzenie przeszłości, co też jest widoczne przy 800 Bullets.

Tak, byłem tam.

Jest to wszędzie widoczne, te miasta istnieją tylko w celu odtwarzania przeszłości, prawdziwej, bądź wyimaginowanej. Przywołujesz też ten klimat w najnowszym dziele, ukazując park rozrywki jako jedyną ucieczkę Rafaela i Lourdes. Jak myślisz, dlaczego tak jest?

Nie wiem. Nie tworzę filmów w ten sposób, z góry narzucam bohaterom to jak mają się zachować.

Czyli ważna jest intuicja. Mimo iż ucieczka jest jedynym rozwiązaniem, nie jest to najlepsze co może ich spotkać.

Podczas kręcenia nie myślisz o tym. Mówisz tylko: „Idą teraz do parku rozrywki” . Ta scena jest ważna. Odwiedzają park rozrywki po to, by dowiedzieć się że rozrywka tam nie istnieje. Być może.

 

crimenferpecto9

 

W „El Crimen Ferpecto” [tytuł filmu jest odniesieniem do hiszpańskiej nazwy Hitchcockowskiego „Dial M for Murder” – „El Crimen Perfecto”, z tym, że tytuł filmu Alexa jest by tak rzec mniej perfekcyjny; angielscy dystrybutorzy zmienili jednak pisownię na poprawną w angielskim tytule filmu] wykorzystałeś motyw z jednego z najlepszych filmów- Luisa Buñuela „Criminal Life of Archibaldo de la Cruz”. Pomysł który mówi, że fantazja ma większą siłę oddziaływania niż rzeczywistość. To jedna z niewielu udanych mieszanek komedii i filmu o morderstwie (jak „Monsieur Verdoux” Charliego Chaplina) w której Bunuel tworzy prosty twist poprzez ukazanie prostych błędów początkującego złoczyńcy. Czy inspirowałeś się tą historią?

Prawdziwe początki tego filmu sięgają Vincenta Price’a. Jedyny czarny charakter w filmach, zawsze w końcówce ukarany. Pamiętam film Rogera Cormana „The Masque of the Red Death”. Wielki zamek w środkowej Europie otoczony zarazą morową, podczas gdy w pałacu trwa przyjęcie mające dać zapomnienie o czerwonej śmierci jaka czyha za jego bramami. I postać Vincenta Price’a mówiąca: „Jestem królem tego pięknego zamku z pięknymi ludźmi, gdzie śmierć nie sięga.” Oczywiście zarazie uda się wniknąć do środka. Lourdes [Mónica Cervera], w „El Crimen Ferpecto”, jest taką właśnie plagą moru. Zaraża wszystko!

opracowanie i tłumaczenie: haku

Źródła zdjęć: vemoscine.com, hellofriki.com, shocktillyoudrop.com, cinemania.es, todocine.com