logo
8369

Pierre Granier-Deferre – „Adieu Poulet”

Powiedzmy sobie szczerze, żeby nie było wątpliwości – „Adieu Poulet” to żaden przełomowy, nowatorski film dla gatunku thrillera kryminalnego, to zwyczajny produkcyjniak jakich wiele. Porusza pewne uniwersalne motywy, tak więc mógłby powstać gdziekolwiek; powstał we Francji. Różnica jest taka, że w roli głównej nie wystąpił ani Alain Delon, ani Jean-Paul Belmondo, ani nawet Yves Montand, tylko Lino Ventura, aktor włoskiego pochodzenia, cieszący się trochę mniejszą popularnością niż trzy bożyszcza francuskiej publiki, a za kamerą stanął Pierre Granier-Deferre, kojarzony z Nową Falą, którego największym filmowym osiągnięciem pozostaje „Le Chat” (1971).

W położonym w Normandii Rouen lokalna kampania wyborcza znalazła się w cieniu walk, jakie rozgorzały między zwolennikami kandydatów. W trakcie awantury jeden mężczyzna zostaje śmiertelny pobity, następnie sprawca rani interweniującego policjanta, który na szczęście skojarzył tożsamość mordercy. Okazuje się nim być Portor, dobrze znany bandyta, którego brat bierze udział w kampanii jednego z kandydatów, Lardatte’a. Miejscowy polityk utrudnia schwytanie winnego, dając się we znaki prowadzącemu śledztwo komisarzowi Verjeatowi. Policjant prywatnie gardzi Lardattem, gdyż uważa, że jest on tak samo winny jak bandyci, których wynajmuje i nie odmawia sobie przyjemności upokorzenia go publicznie przy nadarzającej się okazji. Ten odwzajemnia się, wykorzystując swoje powiązania – komisarz Verjeat ma dostać awans, co równoznaczne jest z przymusowym przeniesieniem do innego miasta, i w ten sposób odsunięciem od sprawy raz na zawsze. Dlatego gliniarz działa pod presją czasu, w przeciągu kilku dni musi zamknąć dochodzenie. Jakby tego było mało, współpracownik Verjeata, młody Lefevre, wplątuje ich obu w aferę korupcyjną.

 

adieu-poulet-1975-03-g

 

„Adieu Poulet” nie jest filmem oryginalnym i w znaczącym stopniu odwołuje się do kina amerykańskiego, ale wykazuje się większym realizmem, co nie przeszkodziło mu zostać jednym z najpopularniejszych thrillerów francuskich lat 70-tych. Spora w tym zasługa reżysera, który choć reprezentuje artystyczną spuściznę tradycji kina lat 60-tych, nie był pozbawiony zmysłu komercyjnego, tworząc z jednej strony filmy stylowe i artystyczne, a z drugiej poruszał tematykę współczesną z pogranicza popkultury i aktualnych kwestii społecznych. Potrafił do swoich projektów zatrudniać najpopularniejszych w danej chwili wykonawców, czym dodatkowo zapewniał sobie powodzenie wśród publiczności.

Dzieło Graniera-Deferre to film zręcznie skonstruowany, zarówno pod względem technicznym jak i artystycznym. Opiera się na bardzo popularnych w latach 70-tych motywach: ingerencji polityków w sprawy funkcjonowania policji i korupcji pojawiającej się ich relacjach. Inspektor Verjeat, stereotypowy stróż prawa, francuski odpowiednik Harry’ego Callahana, sumienny i nieprzekupny, nie może prawidłowo wykonywać swojej pracy. Sfrustrowany powszechną niemocą, biurokracją i stopniem zależności od lokalnej władzy panującej w instytucji, w której pracuje, toczy batalie z przełożonymi i wpływowym politykiem próbując odnaleźć poszukiwanego mordercę. Problem w tym, że na placu boju pozostaje osamotniony, zwierzchnicy pragną świętego spokoju i zachowania dobrych relacji z politykami, które w przyszłości mogą zaowocować awansem, z kolei politycy, czyli lokalna elita stara się zachować kontrolę nad policją. Zaczyna traktować ją jako rodzaj straży przybocznej, wykorzystywanej do prywatnych rozgrywek, mającej zapewnić ochronę, gnębić rywali, usuwać niepokornych i wyciszać skandale korupcyjno-obyczajowe.

 

adieu-poulet-1975-01-g

 

Verjeat podejmuje wysiłek ukończenia śledztwa mimo skrajnie niekorzystnych warunków: presji czasu, kłód rzucanych pod nogi ze strony darzonych dezaprobatą zwierzchników, zbliżającego się awansu, który definitywnie pozbawi go nadzoru nad sprawą oraz konieczności współpracy z młodym, cynicznym, pozbawionym doświadczenia, a przy tym popełniającym szkolne błędy Lefevrem (w tej roli wschodząca gwiazda filmowa nad Sekwaną, Patrick Dewaere, którego dobrze zapowiadającą się karierę kilka lat później przerwało samobójstwo). Jak to w kopiowaniu wzorców amerykańskich nie mogło obyć się bez nawiązania do formuły „buddy movie”. Ventura i Dewaere tworzą osobliwy duet skrajnie niedopasowanych osobowości, które na początku nie potrafią znaleźć wspólnego języka, ale z czasem rodzi się między nimi taka typowa szorstka przyjaźń. Kiedy jeden, choć mało sympatyczny, jest charyzmatyczny, a swoim wyglądem, zachowaniem, sposobem mówienia uosabia doświadczenie i autorytet moralny człowieka władzy, drugi symbolizuje nieskrępowaną młodość, żywiołowość, brak doświadczenia, nieprzewidywalność i typową dla wieku bezczelność. Bo i druga równie ważna klisza w przedstawieniu obu policjantów to relacja na linii mistrz-uczeń. Wybuchowa mieszanka usuwająca w cień resztę obsady.

Podobno scenariusz został oparty na prawdziwej historii, która miała miejsce za czasów prezydentury Valery’ego Giscarda d’Estainga. Tematyka afer korupcyjnych, polityki, władzy podana w bardzo atrakcyjnym opakowaniu. Sporo scen akcji – oblężenie ratusza, ucieczka sprawców napadu, nieudana zasadzka na Portora, w której starania policji niweczy rozsypujący się bilon. Ciekawa intryga, szybkie tempo, zważywszy, że film trwa niepełne półtorej godziny, plus gwiazdorska obsada. I na koniec, co nie jest bez znaczenia, osadzenie akcji nie w jednej z wielkich metropolii francuskich jak Paryż czy Marsylia, gdzie najczęściej rozgrywają się podobne filmy, a w mieście, jakby nie było, na poły prowincjonalnym, oddalonym sporo od stolicy. Śmiało można obejrzeć, na pewno nie będzie to zmarnowany czas, szczególnie jeśli lubi się Lino Venturę.

vindom