Starcrash – Luigi Cozzi w natarciu!
W historii kina gatunkowego można odnaleźć całą masę kuriozalnych, by nie rzec żenujących w swym pomyśle przedsięwzięć. Włoska kinematografia, nastawiona już od lat 60-tych na bezkompromisowe ciągnięcie zysków z każdego gatunku, wykształciła nurt, zwany przez fanów pieszczotliwie filone, którego podstawą istnienia było dyskontowanie popularnych zagranicznych obrazów, imitując przy okazji ich scenografię, postaci i główne wątki. Tak rzecz miała się z wieloma gatunkami kina popularnego, nie omijając także nurtu Science – Fiction. Czym innym jednak był omawiany ostatnio Planet of Vampires Mario Bavy, czym innym jest obraz, o którym dziś chciałbym napisać kilka słów. Starcrash w reżyserii włoskiego rzemieślnika Luigiego Cozziego (tutaj pod zamerykanizowanym nazwiskiem jako Lewis Coates) to po prostu skopiowana fabularnie pierwsza część Gwiezdnych Wojen George’a Lucasa. Po co oglądać kopię, skoro mamy znakomity oryginał, zapyta ten i ów? Otóż moi drodzy, obraz Cozziego dostarcza tak niesamowitej dawki emocji, że dla przychylnie nastawionego widza może z miejsca stać się dziełem kultowym.
Fabuła Starcrash jest pretekstowa: władca Galaktyki (zagubiony Christopher Plummer) wynajmuje dwójkę gwiezdnych piratów, Stellę Star (śliczna Caroline Munro) oraz Aktona (walczący o statuetkę Hugo Stiglitza Marjoe Gortner), aby złapali i unicestwili Hrabiego Zła, Zarth Arna (ucharakteryzowany na Diabła Joe Spinnell, pamiętany choćby z Maniaka Willima Lustiga). W misji towarzyszą im dwa androidy: Ella oraz Thor. Bohaterowie przeżywają serię przygód na trzech planetach (wśród nich spotkanie z amazonkami, czy survivalowe przejścia z nieprzyjazną atmosferą lodowej planety), na których leżą kapsuły ratunkowe, będące jedynym tropem, mogącym doprowadzić ich do złego hrabiego. W finale, wspomagani przez dzielnego księcia Simona (rozpoczynający swą karierę David Hasselhoff), mierzą się z okrutnym Zarth Arnem i jego armią robotów.
Cóż, trzeba powiedzieć, że Starcrash to jeden wielki chaos inscenizacyjny, pośród którego kolejne sceny nie wynikają z poprzednich, postacie pojawiają się i znikają równie często, co zupełnie bezzasadnie. Główna bohaterka, Stella Star to kolejna wersja Barbarelli, równie szczodrze obdarzona wdziękami jak jej kultowa poprzedniczka. Całość została nakręcona w studiach Cinecitta, znajdujących się na przedmieściach Rzymu, gdzie powstały makiety imitujące statki kosmiczne, ich wnętrza, czy choćby scenografie ukazujące lodową planetę. Przy budżecie 1,6 miliona lirów Cozzi nie mógł liczyć na wiele – zebranie kilku znanych twarzy wobec tak niskiej kwoty zakrawa wręcz na cud. O ile jednak Munro, Gortner, czy Hasselhoff bawią się dobrze, o tyle Christopher Plummer chyba nie wie, co robi na planie tego obrazu (w późniejszych wywiadach twierdził, że mógłby zagrać nawet w filmie porno, by móc przebywać w Rzymie).
New World
Starcrash to istna feeria kolorów: kosmos wg Cozziego to przestrzeń zapełniona niebieskimi, pomarańczowymi, czy różowymi gwiazdami i planetami (w tej roli kolorowe cukierki), pośród której przemieszczają się gigantyczne krążowniki, wzięte wprost z Gwiezdnych Wojen. Ale nie tylko one są żywcem skopiowane z dzieła Lucasa – oto w jednej ze scen Akton przychodzi z odsieczą bohaterom, dzierżąc w ręku nic innego, jak świetlny miecz, wyglądający na żywcem wyjęty z rąk Obi Wana Kenobiego. Wnętrza statków także wyglądają na wykradzione z planu hollywoodzkiego hitu. To wszystko jednak nie razi, a po prostu oszałamia swym natłokiem, bezsensownie poupychanymi rekwizytami, wręcz abstrakcyjną scenografią (w jednej ze scen oglądamy nieudolnie wykonany rysunek statku, do którego zmierza Stella). Przymykając oko na wiele sytuacji, po kilkudziesięciu minutach zdajemy sobie sprawę, iż oglądamy tak naprawdę jeden z najbardziej kiczowatych obrazów w historii kina. Z tą świadomością spokojnie dotrwamy do finału, w którym odbędzie się tak gigantyczna rozpierducha, że jej efektem będzie całkowita anihilacja planety, którą za swą siedzibę obrał Zarth Arn.
Starcrash początkowo miał być dystrybuowany przez należącą do Sama Arkoffa wytwórnię AIP. Jednak tuz po zakończeniu zdjęć, o projekcie dowiedział się Roger Corman, składając Cozziemu propozycję nie do odrzucenia – film ukazał się pod skrzydłami jego wytwórni, New World, stając się kasowym hitem. Film powstawał naprędce, producent obrazu nalegał, by jak najszybciej zdyskontować ogromny sukces Gwiezdnych Wojen. To doprowadziło do braku dekoracji, wyższego budżetu i czasu potrzebnego na przygotowanie się do kręcenia. Czynniki te nie pozwoliły reżyserowi i jego pomocnikom na pełne rozwinięcie skrzydeł, co zaowocowało dziełem chaotycznym, szkicowym i niedokończonym. Jednak to między innymi stanowi o jego kulcie: zamiast przycisków na panelach statków kosmicznych są tylko światła; w miejsce oryginalnych dekoracji stoją pomalowane plakatówkami makiety. Grę aktorską najlepiej podsumowuje finałowa wymiana zdań między Stellą a Simonem, sprowadzająca się do jęków:
„Och Stella… – Och Simon…”
Mimo to, nawet po latach, reżyser Luigi Cozzi wypowiada się o nim w dobry sposób: „’Starcrash’ to obraz, który nakręciłem oddając całego siebie. Wyczerpujące, ale i satysfakcjonujące doświadczenie. Na specjalnym pokazie obrazu z Irvingiem Kershnerem, usłyszałem słowa, iż jego „Imperium Kontratakuje” to najlepszy wysokobudżetowy obraz science fiction, zaś „Starcrash” to najlepszy niskobudżetowy europejski obraz fantastyczny. Przy okazji premiery „Mrocznego Widma” George’a Lucasa, Guardian poświęcił mojemu obrazowi duży tekst, pisząc iż to ja powinienem być reżyserem, gdyż ostateczna wersja Lucasa jest słaba i bezsensowna”.
Brawura Cozziego jest niesamowita. Znajdźcie ten film, najlepiej w dobrej jakościowo wersji, aby w pełni móc nacieszyć się niesamowitą kolorystyką kadrów, czy choćby będącą na granicy plagiatu ścieżką dźwiękową uznanego kompozytora Johna Barry’ego. W oczekiwaniu na nowe Gwiezdne Wojny umili Wam niejeden wieczór.
———-
I na koniec taki mały, bardzo osobisty bonus ode mnie – zdjęcie Luigiego w otoczeniu gadżetów filmowych, które udało mi się zrobić w Profondo Rosso w Rzymie.
haku
Tekst pierwotnie ukazał się na:
http://stacjakosmiczna.pl/starcrash/