logo
MV5BM2M4OGY2OWItY2NlMi00ZWJjLWIxYTAtYTI3ZGQ1ZWZiNzkwXkEyXkFqcGdeQXVyMjUyNDk2ODc@._V1_SX1777_CR0,0,1777,999_AL_

„Skończyłam jako gwiazda horrorów” – wywiad z Barbarą Steele.

Wywiad został przeprowadzony przez progcroca z houseoffreudstein.wordpress.com 13 grudnia 2017 roku.

Jednym z najbardziej znanych cytatów, jakie są pani przypisywane (choć większość z nich to chyba apokryfy), brzmi tak: „Pojechałam do Hollywood z małym zapleczem, wróciłam z niczym”.

Nie pamiętam już co dokładnie mówiłam, ale to brzmi prawdziwie.

Zacznijmy więc od Włoch. Mówi się, że włoscy reżyserzy są bardziej zainteresowani dobrym oświetleniem w ikonicznej pozie postaci, niż prowadzeniem aktorów. Jak to  było w pani wypadku?

W większości wypadków włoscy reżyserzy byli entuzjastyczni i wielkoduszni; kochali cię a ty to czułeś, czułeś że to szczere. Jeśli więc znajdziesz się w takim miejscu, z dala od krytycznych uwag, zaczynasz robić rzeczy o zrobienie których byś się nie podejrzewał. Mario Bava był konserwatystą, nieśmiałym i pełnym intymności człowiekiem, który nie wchodził w relacje z aktorami, gdyż był zbyt zajęty pracą operatorską na planach swoich filmów oraz ich oświetleniem, co sprawiało, że były tak piękne. Aktorstwo go nie interesowało. 

Czy pani doświadczenie w zakresie sztuk wizualnych sprawiło, iż sympatyzowała pani z jego podejściem i była do pracy z nim lepiej przygotowana?

Cóż, na co dzień nie widzieliśmy tego, co było tworzone, dopiero później orientowaliśmy się co Bava zrobił. Na co dzień nie widzieliśmy efektów slow motion, nie widzieliśmy tego mocnego kontrastu, kadrów stylizowanych na dzieła niemieckich ekspresjonistów… nie widzieliśmy, lecz czuliśmy, że tworzymy coś wielkiego, stała za tym ogromna inteligencja i koncentracja nad sposobem kadrowania poszczególnych ujęć, nic nie było pozostawione przypadkowi. 

Czy było to denerwujące, gdy stawała pani na planie wraz z międzynarodową obsadą, która nawet nie musiała uczyć się dialogów, gdyż były one najczęściej dubbingowane na nowo w postprodukcji? 

Cóż, aż tak źle nie było (śmiech). Oczywiście nagrywanie dźwięku bezpośrednio było dużo lepsze. Włosi byli strasznie hałaśliwi, co chwilę słyszałeś jakąś piosenkę, kłótnię, albo odgłosy jakiegoś dzwonu, bo akurat się zepsuł i trzeba go było naprawić. Cóż, ściany nie były za grube i przepuszczały te wszystkie dźwięki, więc musiano na nowo nagrywać dialogi. Było to dla mnie bardzo smutne, gdyż nigdy nie usłyszałam w tych filmach własnego głosu. Kiedy już dochodziło do dubbingowania filmu, ja zwykle byłam w innym kraju, na planie kolejnego, bez szans na zrobienie swoich ścieżek. Oczywiście powodowało to u mnie frustrację, gdyż rzadko słyszałam siebie na ekranie.

To wielka strata bardzo charakterystycznego głosu… Pani występ w sekwencji otwierającej Black Sunday jest uznawany za jeden z ikonicznych momentów w historii kina, ale słyszałem, że nie jest pani z niego zadowolona, gdyż jest zbyt manieryczny i chciałaby pani nakręcić go  na nowo. 

Całkiem niedawno znowu myślałam o tej scenie i doszłam do wniosku, że można to było zrobić lepiej, na dwa sposoby: jesteś sparaliżowany strachem, który nadchodzi wraz z powolnym umieraniem, na jakie jesteś skazany po założeniu owej żelaznej maski. Przerażenie w oczach, czujesz się, jakbyś opuszczał własne ciało, cierpisz niewysłowione męki. Drugi sposób to pokazanie popadnięcia w całkowite szaleństwo. Mimo wszystko, myślę, że Mario Bava miał dobre pojęcie, jak chce ukazać tą scenę, i to zadziałało bardzo dobrze.

 

Barbara-Steele-BLACK_SUNDAY

Cóż, Asa mogła sobie pozwolić na każdą reakcję, gdyż wiedziała, iż powróci i spowoduje dużo zła.  Przez to jej męka nie jest tak straszna (Barbara śmieje się). Czy dla pani bardziej satysfakcjonujące jest występowanie w nastrojowym światłocieniu, czy też bardzo kontrastowych barwach, preferowanych np. przez Rogera Cormana, czy też późnego Bavę? 

Myślę, że monochromatyczność bardziej pasuje do horroru, głębiej zakorzenia się w podświadomości widza, podobnie jak jest to w wypadku czarno białych fotografii. Nie wiem do końca, czy dzieje się tak z tego powodu, iż ludzkie oko dłużej przystosowuje się do koloru w zaciemnionej sali kinowej, jednak bardziej odpowiada mi ów monochromatyzm. W dzisiejszych czasach przywykliśmy do koloru dzięki telewizji, w której obrazy wyglądają jak dzieła Storaro; ja jednak dorastałam w innej epoce, wychowana na dziełach niemieckich ekspresjonistów, kina lat 40-tych, 50-tych… Nic nie ma dla mnie takiej jakości jak owe czarno białe obrazy. Myślę, że włoscy operatorzy mieli coś na kształt trzeciego oka i jestem w stanie stwierdzić, czy oglądany przeze mnie film jest włoski tylko na podstawie oświetlenia. Światła Rzymu, światła Włoch, ta transcendentalna jasność i przepiękne refleksy światła, wręcz pochłaniające postaci – włoscy operatorzy są na nie niesamowicie wrażliwi, jak gdyby urodzili się z tym. Nawet facet sprzedający brzoskwinie na markecie będzie ci mówił o świetle, nie powie tylko, że mamy piękny dzień, ale od razu wypali : „Piękny mamy poranek, czyż światło dziś nie jest niesamowite?”

Kolejnym z reżyserów gotyckich horrorów z jakim pani współpracowała był Antonio Margheriti – czy była pani świadoma rzekomej wrogości, jaka istniała między nim a Bavą? 

Nie, nie wiedziałam o tym, myślę jednak, że to były kwestie osobiste między nimi. 

Kolejnym z mitów powstałych przez te wszystkie lata był ten, że pewnego dnia odmówiła pani przyjścia na plan filmowy, gdy dowiedziała się pani, ze Bava stworzył technikę nagrywania obrazu, która pozwalała zobaczyć na ekranie nagiego aktora. 

Bzdura! Napisał to jakiś koleś w książce o Bavie, nie mogłam w to uwierzyć! Przecież to jawna głupota. Byłam tym zdumiona, to byłaby najbardziej kapryśna i obłędna rzecz, jaką można sobie wyobrazić. „Nie przychodzę dziś na plan, bo masz rentgena w kamerze!”. Przezabawne. 

Podobno Bava próbował kilka razy nakręcić kolorowy remake Black Sunday; ponoć chciał, aby zagrała pani u niego w The Whip and The Body (1963) w roli którą dostała później Daliah Lavi. 

Są to historie, które wówczas nie docierały do mnie, gdyż żyłam jak cyganka, przemieszczając się z miejsca na miejsce. Ale później słyszałam o tym, podobno francuski reżyser Yves Boisset miał dla mnie parę ról, co również do mnie nie dotarło. Niektóre informacje docierały do mnie nawet z dwuletnim opóźnieniem.

 

barbara-steele-6

Cudownie byłoby zobaczyć tą z lekka sadomasochistyczną iskrę pomiędzy panią a Christopherem Lee; później współpracowaliście razem przy Curse Of The Crimson Altar. Kolejną z ikon horroru, z którą współpracowała pani, był Vincent Price, a było to przy okazji Cormanowskiej wersji opowiadania Poego, Pit and the Pendulum. Jak wyglądała wasza współpraca?

Każdy, kto miał okazję pracować z Vincentem Price, powie, że go uwielbiał. Inteligentny, kulturalny człowiek, przystojny i lekko ironiczny. Pomagający innym, miłośnik i kolekcjoner sztuki, z którym miałam doskonały kontakt. Bardzo go polubiłam. Zawsze powtarzałam, że gdyby był Anglikiem, bądź zamieszkał w Anglii, stałby się utytułowanym aktorem, kimś w rodzaju Johna Gielguda, jednym z tych brytyjskich klasyków. Myślę, że w swoich rolach umiał powstrzymać swój wielki talent, nie szarżując zbytnio. I nie myślę o kreacjach w kinie grozy. 

8 1/2 to niezwykły pokaz wielkiej kreatywności. Opowiada o blokadzie twórczej Felliniego, jednak każdy chciałby przeżywać takie blokady….

Cóż, w filmie jest taka scena, gdzie Mastroianni siedzi pod stołem na konferencji prasowej i mówi: „Nie mam nic do powiedzenia, ale muszę to powiedzieć”. To szczera prawda dotycząca całego środowiska filmowego. 

Podobno dużo scen z pani udziałem wycięto? 

Tak, choć to nadal bardzo długi film, lecz pierwsza wersja trwała około pięciu i pół godziny! Jestem wkurzona z powodu tych cięć, gdyż większość z tych scen to były bardzo sarkastyczne komentarze pod adresem Watykanu. Pamiętam też ujęcie u Antonioniego, w którym jestem z jego małym pieskiem i pospieszam reżysera: „Michelangelo, jesteś taki wolny, pospiesz się na Boga!”  

Tak powoli kręcił horror z panią i Monicą Vitti, że nie udało mu się go nigdy ukończyć… 

O tak, to byłoby wspaniałe, wyszedłby z tego doskonały film; taki jest jednak los aktora, że często spaceruje po drucie nad przepaścią, niepewny przyszłości. Horrory, które nakręciłam wtedy we Włoszech mają tę wspólną cechę, że dzieją się w przeszłości, gdyż dzięki temu obrazy te nabierają cech baśni; na szczęście, dzięki świetnemu kadrowaniu i oświetleniu błyszczą do dziś.

Dzięki temu stają się one długowieczne, w porównaniu np. z filmami wytwórni Hammer, które dziś wyglądają na przestarzałe. 

Tak, zgodzę się, że Hammer horrory zestarzały się w zły sposób. Włoskie są ponadczasowe i na swój sposób eleganckie.  Można to odczuwać w dziwny sposób, jako bardziej prawdziwe i realne, gdyż tak odległe od współczesnych filmów. Głęboko zakorzenione w psychice postaci, ale i w l’aldila, w zaświatach. Cóż, nie jest to horror, w którym za każdym razem ktoś może wyskoczyć zza rogu z nożem, to bardziej horror psychologiczny. To przeczucie grozy, która może nadejść, zawsze gorszej niż rzeczywistość, gdyż w rzeczywistości możesz próbować zareagować, zapamiętać się w gniewie, może popłynąć krew…

W dzisiejszych kolekcjonerskich wydaniach filmów na DVD czy Blu Ray, możemy oczekiwać na niewykorzystane sceny z panią z 8 i 1/2 Felliniego, czy też ujęcia nakręcone do Casanovy.

Cóż, jeśli chodzi o Casanovę, nie nakręcono ze mną żadnych scen, czego zresztą żałuję. Moja rola jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć została całkowicie usunięta. Miałam być czarodziejką, ubraną w niesamowite suknie, siedzącą na weneckim tronie z lekarstwem na impotencje w ampułce. Cóż, to mógł być jeden z najbardziej spektakularnych kampów w historii kina. 

Czy miała pani szanse na rolę u Pasoliniego? Mogło z tego wyjść małżeństwo z piekła rodem…

Nie. Kochałam Pasoliniego, zresztą mieszkał kilka domów ode mnie, często się widywaliśmy; kochałam jego wiersze, jak i całą jego twórczość, lecz nasze drogi nie skrzyżowały się nigdy.

 MV5BNjU5YjcyM2EtNDA1Mi00ZjdlLTliNzUtODdmMjAwODMxMmMzXkEyXkFqcGdeQXVyMjUyNDk2ODc@._V1_SX1777_CR0,0,1777,999_AL_

Przez długi czas istniała, fałszywa wg mnie, dychotomia, miedzy włoskim kinem artystycznym a popularnym, które miało tradycję wywodzącą się z kina klasy B. Czy widzi pani teraz jak zatarła się między nimi różnica, kiedy tacy twórcy jak Scorsese, czy Burton biją peany ku czci Bavy (zresztą Fellini także był jego wielbicielem), zaś Quentin Tarantino cytuje Margheritiego, czy Castellariego, uznając ich za swoich mistrzów? 

Tak, widzę dobrze to, co się dzieje, szczególnie w Ameryce, nie mogę wprost uwierzyć w ilości maili i poczty, jaką dostaje w sprawie tych, przecież już starożytnych, filmów. To działo się już przed erą DVD, jeszcze gdy ludzie zbierali kasety wideo. To niesamowite! 

Jest taka anegdota o Ricardo Fredzie, iż kiedy interesował go jakiś projekt, wpadał wręcz w obsesję na jego punkcie, zaś kiedy nie dbał o film, który akurat miał w realizacji, zlecał go po prostu jednemu ze swoich współpracowników. Tak właśnie Mario Bava awansował z operatora na reżysera. 

Nie wiedziałam o tym.

Myślę, że Freda był mocno zaangażowany w dwa filmy o doktorze Hichcocku z pani udziałem…

Tak, to był nieco teatralny w ruchach, energiczny człowiek, wieczne żujący cygaro. Miewał także małe napady złości, które jednak mi nie przeszkadzały, gdyż odpowiadałam pięknym za nadobne. To była taka forma komunikacji, zasadniczo nie miał problemów z ekipą, wszyscy go kochali. Dla mnie był kimś w rodzaju gwiazdora włoskiej opery, takim drugim głosem (śmiech). Był wielki.

Kolejnym reżyserem, który zapracował na reputację krzykacza, ale też stał się ikoną horroru na własnych warunkach, był Lucio Fulci. Wnioskuję, że miała pani z nim dobre relacje, gdyż spotkaliście się w czasach jego młodości. Później jego reputacja uległa pogorszeniu, gdyż stał się trudny w obejściu i coraz bardziej ekscentryczny.

Tak, wiem o tym i przykro mi o tym słyszeć. 

Spotkałem go w ostatnim roku jego życia i był niesamowicie uroczy, ale jednocześnie szczekliwy, gdy ludzie twierdzili że swój image wykreował.

Żartujesz! 

Zagrała pani dwie udane role w jego komedii z 1964 roku zatytułowanej I Maniaci – szkoda, że w tym gatunku nie mogliśmy Pani częściej oglądać, zaś te pojedyncze obrazy nie doczekały się dystrybucji poza Włochami. 

Cóż, kocham komedię, a mało kto dziś jeszcze je pisze. Czasem czuję, jakby ktoś inny zarządzał moją karierą filmową. To było jak życie pod kloszem, brałam co było i skończyłam jako gwiazda horrorów.  

Wiele z nich, szczególnie włoskie horrory gotyckie, poruszały tematy tabu. Czy zdawaliście sobie sprawę, że ich wersje na anglojęzyczne rynki były pocięte, usuwano z nich motywy kazirodcze, lesbijskie, czy nekrofilię? 

To bardzo interesujące, gdyż tworzone były w bardzo katolickim kraju, gdzie nie było z nimi takich problemów, a powinno być zupełnie na odwrót. 

Istnieje wiele zaskakujących i nie do końca sprawdzonych cytatów, które się Pani przypisuje, jak ten: „Póki żyję nie mam już ochoty wyłazić z kolejnej zapyziałej trumny…” 

Nie powiedziałam tego nigdy, chyba pojawiło się ono we francuskim czasopiśmie Midi Minute, który niedawno zaczęto na nowo publikować, w formie książek. Wkurza mnie to potwornie. 

Chyba wiem do czego zmierzamy…

Musisz to wyjaśnić! W kilku artykułach pojawia się cytat niby z moich ust, mówiący o tym, ze „pieprzę cały świat”, ja nie używam takich słów! Już prędzej powiedziałabym coś w stylu: „chciałabym mieć randkę ze światem”… 

…lub też przytulić go…

Tak, ale to już groteska! 

Tak, to groteska, ale i ironia, gdyż choć nie powiedziała Pani takich słów, to jednak jest to przesłanie jednego z filmów, w którym Pani grała, mianowicie Dreszczy Cronenberga! 

Cóż, tak sprawy miały się z Cronenbergiem, tym miłośnikiem płynów ustrojowych!  

 

Opracowanie i tłumaczenie: haku