„Potrzebowałem pieniędzy… a na bank napadać nie chciałem!” – wywiad z Antonio Margheritim
Do rozmowy doszło w 1996 roku w domu Davida Warbecka, który zaaranżował spotkanie. Rozmawiał niezawodny progcroc z houseoffreudstein.wordpress.com
To prawdziwa przyjemność Pana poznać, Panie Margheriti… Co słychać?
Rozmawiam właśnie z Terencem Hillem o zrobieniu wspólnie filmu, który ma szansę na przebój. Bardzo lubię Terence’a, być może byłaby to dla niego jakaś zmiana. Wraz z Budem Spencerem zarabiali w Niemczech na każdym filmie, jaki razem tworzyli co sprawiło, że w pewnym momencie zaczęli kręcić filmy tylko na tamtejszy rynek, ponieważ dla reszty świata byli już za starzy. Ma już dość westernów, dlatego zaproponowałem mu coś innego – rolę eksperta od elektroniki, który w połowie filmu ginie i zastępuje go jego duch. Pełna humoru historia, być może odpowiednia dla dzisiejszej generacji.
Jak dziś wygląda włoski system produkcyjny? Nadal niezbyt ciekawie?
Tak, nic się nie zmieniło, odkąd Berlusconi stał się politykiem, przestał interesować się produkcją. Rai TV nie robi nic, mają co prawda nową panią prezes, która wydaje się odpowiednia na to stanowisko, lecz wiele nie jest w stanie zmienić, zaś lir cały czas traci na wartości.
Nawet japoński rynek nie jest zbyt pewny…
… a także amerykański. Wszystkie rynki, prócz niemieckiego. Potrzebujemy chyba kolejnej wojny, by świat mógł wystartować na nowo, musimy się nawzajem pozabijać, bo jest nas zbyt dużo. Być może w następnej wojnie będziemy walczyć po jednej stronie… Nie uczyłem się przez długi czas języka angielskiego, bo gdy byłem młodym człowiekiem, byliśmy wrogami, Mussolini nazywał Anglików „perfidnymi Albiończykami” (śmiech). Dopiero po wojnie rozpocząłem naukę języka, przez co mój angielski jest fatalny.
Cóż, nie do końca, na pewno lepszy, niż mój włoski. Nadal tworzy Pan filmy i wydaje mi się, że jest Pan jedynym aktywnym reżyserem ze złotej ery włoskiego kina grozy. Choć oczywiście Riccardo Freda nadal żyje…
Tak, ale jest na emeryturze, ma ponad 90 lat i mieszka w Paryżu.
Czy był Pan świadomy, że tworzył filmy w złotej erze włoskiego kina popularnego, czy też doszło to do Pana dopiero później?
Ciągle mam wspaniałe wspomnienia, udało mi się przeżyć dużo radosnych chwil; budżety jednak mieliśmy marne. Dużo improwizowaliśmy, przede wszystkim przy tworzeniu efektów specjalnych. Cieszę się, że jeszcze mam to w pamięci, w moim wieku arterioskleroza czyści umysł nieodwracalnie.
Jak przebiegała Pana współpraca z Barbarą Steele, Panie Margheriti?
O co chodzi z tym Panem Margheritim?
(do rozmowy wtrąca się David Warbeck) John jest wielkim fanem twojej twórczości, dlatego zwraca się do Ciebie z dużym respektem.
Cóż, to miłe, ale mów mi Tony. Barbara Steele nie była wielką aktorką, ale znakomicie się przebywało w jej towarzystwie. To prawdziwa znakomitość, odpowiednia do tego typu filmów. Była gwiazdą najlepszego filmu Maria Bavy…
… Black Sunday?
Tak, La Maschera Del Demonio, piękny obraz, najlepszy film tamtych czasów.
Twój film The Long Hair Of Death ma nieco podobną fabułę, w głównej roli występuje również Barbara Steele…
Tak, Barbara Steele oraz polska dziewczyna, która zostaje zabita w prologu, lecz później powraca (Halina Zalewska – przyp. haku). To jednak nieco inny typ filmu, producenci chcieli czegoś na kształt kina historycznego z elementami horroru; nie wiem czy był to najlepszy pomysł. To nie jest zły film, daleko mu jednak do Danza Macabre, który jest wg mnie kilka razy lepszym obrazem!
Czy Sergio Corbucci współpracował z Tobą przy Danza Macabre?
Sergio Corbucci stworzył Danza Macabre. Chciał go zrobić samemu, lecz oddał go mnie, później zrewanżowałem mu się przy innej okazji. Byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Chcieliśmy zrobić film, którego jedną część wyreżyserowałbym ja, zaś drugą Sergio, cały ten okres wspominam z radością. Sergio zrobił te wszystkie komedie z Toto, ponad 30 filmów! Sergio nie żyje od 5 lat, lecz nadal ma na koncie więcej filmów niż ja, z Toto robił jeden film w ciągu 15 dni, wraz z montażem, rocznie mogło być tego koło dziesięciu.
Później nakręciłeś Web of the Spider, kolorowy remake Danza Macabre.
Jedenaście lat później dostałem taką możliwość, by nakręcić go na nowo, w kolorze, z lepszą obsadą – Klausem Kinskim, Tonym Franciosą i Michelle Mercier (zamiast Barbary, co jednak było błędem). Interesujące doświadczenie, jednak według mnie nie ma sensu porównywać obu tych filmów. Danza Macabre był jednym z pierwszych obrazów, w którym była mowa o związku lesbijskim, na dodatek na tyle subtelnie ukazanym, że nawet okrutne nożyce cenzury nie wycięły ani jednego ujęcia (śmiech). To był zbyt ważny element historii, żeby go można było ot tak usunąć. Usunięto jedynie kawałek sceny z prologu, w której bohaterka oddaje się ogrodnikowi. Film był według mnie zrobiony bardzo dobrze, to była sytuacja, kiedy wszystko dobrze się zgrało – aktorzy, scenariusz, ekipa… Nakręciliśmy go w dwa tygodnie z jednym dniem przeznaczonym na stworzenie efektów specjalnych, w scenie, gdy martwi powracają do życia, powstając ze swych grobów. Wszyscy stanęli na wysokości zadania, film został ukończony na czas – czego chcieć więcej?
Po co więc powstał remake?
Cóż, to dzięki producentowi, któremu oryginał podobał się tak bardzo, że zapragnął stworzyć wersję kolorową, ze stereofonicznym dźwiękiem, w technologii Cinemascope, z amerykańskimi, niemieckimi i francuskimi aktorami. I choć scenariusz pozostał bez zmian, efekt końcowy był zupełnie inny od oryginału. George Riviere w Danza Macabre był bardzo dobry, Tony Franciosa nieco przeszarżował. Piękna Michelle Mercier była już wtedy znana, przede wszystkim dzięki roli Markizy Angeliki w całej serii filmów, ale daleko jej było do Barbary Steele, która wydawała mi się istotą nie z tej ziemi! Miała niesamowity dar perfekcyjnego wejścia w swoją postać w stu procentach. Nie była świetną aktorką, ale była gwiazdą, doskonałą do tego typu filmów. We wspomnianym wyżej filmie Bavy była równie doskonała, to zresztą jego najlepszy obraz, wraz z tym filmem science fiction, który wtedy nakręcił…
Planet Of The Vampires?
Tak, Terrore Nello Spazio…
A czy przypadkiem nie dostałeś do realizacji filmu Nude… Si Muore aka The Young, The Evil And The Savage, po tym, jak projekt pozostawił Bava?
Nude… Si Muore miał angielski scenariusz napisany przez grupę znaną jako Woolner Bros – chcieli abym pracował nad nim wraz z Bavą. Nie był to horror, a raczej thriller dziejący się w koledżu. Byłby dobry dla Daria Argenta, w zasadzie to wygląda jak jego film. Nie pamiętam już dlaczego Mario nie nakręcił tego filmu, pewnie pracował nad czymś innym. Ja zaś współpracowałem z Wollnersami i mieliśmy nawet w Ameryce wspólną firmę. Obsadziłem w nim Marka Damona i wielu innych angielskich aktorów i aktorek; Sally Smith, trzydziestolatka, którą zobaczyłem na scenie w wodewilu, grała rolę 16-letniej uczennicy, jakoś sobie z tym poradziliśmy. Leonora Brown grała młodą ofiarę gwałtu, Alan Collins (Luciano Pigozzi) był tam też, zrobiłem z nim 18 filmów, mówili o nim „włoski Peter Lorre”, można powiedzieć, że to ja go odkryłem…
W filmie wystąpił także Michael Rennie.
Michael Rennie rok wcześniej miał zawał serca i za każdym razem, kiedy kręciliśmy scenę akcji chodził za mną i szukał wyjścia z tej sytuacji – dawał mi do zrozumienia, że boi się scen w ruchu (śmiech).
Masz na swoim koncie także giallo 7 Deaths In The Cat’s Eye…
…z Jane Birkin…
… i Sergem Gainsbourgiem.
Film z suspensem, dziejący się w zamku, dobra rzecz. Venantino Venantini w roli księdza, Hiram Keller (amerykański aktor znany z Satyriconu Felliniego), Anton Diffring, wszyscy byli bardzo dobrzy, mam w związku z nim same dobre wspomnienia.
Do obrazu udało się zaprosić Gainsbourga i Birkin dlatego, że była to koprodukcja z Francją?
Tak, to prawda, Jane była jednak gwiazdą także w Ameryce. I choć był to wg mnie bardzo dobry film, nie odniósł sukcesu we Włoszech, za to poradził sobie dobrze we Francji i w Stanach. Producent chciał aby były w nim jednocześnie elementy suspensu i horroru, zmontowane razem w elegancką całość. I choć w prologu mamy dosyć mocną scenę morderstwa, reszta obrazu jest pozbawiona takich scen, skupiając się bardziej na scenografii i stylowych detalach… może nie od razu Visconti, ale coś w tym stylu. Producent był zachwycony, głównie dzięki sukcesowi we Francji, gdzie był promowany pod bardzo dziwnym tytułem: Les Diabeleusses (Dwie Diablice), który nie miał nic wspólnego z fabułą!
A jak wyglądała współpraca z Klausem Kinskim?
Gian Maria Volonte nie żyje ?!? Na Boga, nic o tym nie wiedziałem!
Tak, zmarł wkrótce po nakręceniu zdjęć do filmu o szalonym dyktatorze… (mowa o Tiranos Banderas – przyp. haku)
Podobnie jak Ty, Volonte współpracował z Leone…
Jakie masz zatem wspomnienia o Leone?
Bardzo dobre! Według mnie był geniuszem, bez dwóch zdań! Tworzył prawdziwie fantastyczne filmy. Szczególnie lubię Dawno temu w Ameryce, który został sprzedany firmie Alana Ladda; nie mogłem zrozumieć decyzji o wycięciu z niego tak wielu scen – twierdzili, że był zbyt długi. Pamiętam, gdy Bertolucci nakręcił swój Wiek XX, podzielił go na dwie części, gdyż widzowie nie wysiedzieliby w kinie pięciu godzin. To jednak błąd, można byłoby go pokazać w dwóch częściach, z przerwą pośrodku, byłby to wielki spektakl, coś jak Napoleon Abla Gance’a.
Amerykanie pocięli także Garść Dynamitu, film Sergia Leona, przy którym pracowałeś.
Tak, ciężko jest wszystkich zadowolić. Jeśli spróbujesz, wtedy nikt nie będzie zadowolony, musisz więc myśleć tylko o swojej publiczności, wtedy wszystko jest możliwe. W wypadku filmu Leone była to historia przygodowa, z rewolucją w tle, świetnymi efektami specjalnymi, może było tego wszystkiego za wiele naraz.
Odpowiadałeś za miniaturowe makiety stworzone na potrzeby tego filmu.
Tak, wszystko co wiązało się z pociągiem. Jest on w normalnym rozmiarze tylko gdy aktorzy do niego wchodzą, reszta to miniatury, długo musiałem przekonywać do tego Sergia, ale w końcu zrozumiał. Kiedy mniej więcej w połowie filmu widzisz po raz pierwszy pociąg, w kierunku widza płynie światło a zaraz potem oglądamy już miniaturę do samego końca.
Twój kolega, Alberto De Martino także pracował przy tym filmie?
Tak, był asystentem reżysera przy finałowej bitwie, gdyż przekraczali już terminy, zaś Sergio miał inne rzeczy na głowie, m.in. był też producentem filmu. Więc Alberto musiał skończyć tę scenę – wszystko to, co dzieje się po wybuchu pociągu, jego pożar, wszystkie sekwencje walk, dokładnie według wskazówek Sergia. Ja sam nakręciłem przy tym filmie więcej scen, niż do niektórych moich filmów. Ilość nakręconego materiału była ogromna i gdy rok później zobaczyłem skończony film, uświadomiłem sobie, że wiele świetnych scen w ogóle do niego nie weszło.
Mówisz, że Leone był perfekcjonistą, który kręcił bardzo dużo scen; czy prawdą jest, iż współpracowałeś z innym perfekcjonistą, Stanleyem Kubrickiem, przy 2001: Odysei Kosmicznej?
Nie, byłem wtedy na spotkaniu z prezesem Metro International, gdyż wcześniej wydałem u nich pakiet czterech filmów science fiction, z których Wild,Wild Planet okazał się wielkim sukcesem. Wszyscy cieszyli się z tego sukcesu, mówiono więc o mojej ewentualnej pracy przy Odysei. Ale to były dwa kompletnie różne filmowe światy. Jeden to świat perfekcji, profesjonalizmu, zaś drugi to świat robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Więc ta moja współpraca mogła być z jednej strony dobrym posunięciem, a z drugiej niekoniecznie. Rozmowy na ten temat odbyły się w Londynie oraz Los Angeles i w sumie coś dzięki nim wyciągnąłem – poznałem człowieka od efektów specjalnych, który także wyreżyserował Niemy Wyścig… zapomniałem jego nazwiska.
Douglas Trumbull…
Oczywiście! I gdy czekałem na wieści w sprawie Odysei, dostałem ofertę pracy przy innym filmie, więc spotkałem się z ludźmi odpowiedzialnymi za Odyseję i zakomunikowałem im, że muszę wracać do pracy. Kocham tą pracę, wiesz?
A czy jest prawdą, iż w 1966 roku wyreżyserowałeś Shoot Loud, Louder… I Don’t Understand, który jest przypisywany Eduardo De Filippo?
Tak, wyreżyserowałem jego dużą część. Raquel Welch była wtedy bardzo młoda i jakże piękna…Miałem nakręcić z nią sekwencję snu, w którym ukazuje się widzowi naga, ale nie doszło do to skutku; wszyscy mnie pocieszali: „Nie martw się, Antonio, to nie twoja wina, kamera była źle ustawiona” itd. Myślę jednak, że z jakiegoś powodu po prostu nie mogłem się wtedy skupić na pracy… (śmiech)
Były też dwa filmy, nad którymi pracowałeś z Andym Warholem i Paulem Morrisseyem, czyli Flesh For Frankenstein i Blood For Dracula: istnieje dosyć duże zamieszanie wokół tego, kto tak naprawdę wyreżyserował oba te filmy…
Sprawa wyglądała tak, że obaj chcieli zrobić razem jakiś film. Carlo (Ponti, jeden z producentów filmu – przyp.haku) był cały w nerwach, bo mieli plany zrobić coś w 3D i choć Warhol był geniuszem, zaś Morrissey to bardzo inteligentny człowiek, wcześniej mieli na swoim koncie obrazy w stylu Flesh (1968), w którym nie było za grosz techniki, żadnej myśli płynącej z ekranu do widowni. Carlo jak mówiłem, był przerażony tą współpracą, zdobył się wobec mnie na pewnego rodzaju szantaż, mówiąc – „Tony, nie chciałbyś nakręcić filmu w Australii, mógłbyś zrobić to dla mnie?Jak tylko go skończysz, będę miał dla ciebie kolejny projekt”. Było to dla mnie nowe i dosyć mocne doświadczenie – z początku byłem na planie kimś w rodzaju nadzorcy całości, jednak z czasem robiłem coraz więcej i więcej, zająłem się m.in. sekwencjami z wykorzystaniem efektów specjalnych. Kiedy skończyliśmy montaż Flesh for Frankenstein, Carlo zapytał: „A co z dziećmi, musimy się tym zająć”. Dopisałem więc cały rozdział do scenariusza, który później nakręciłem jako prolog, czyli zabawę z pająkiem. Carlo chciał mieć film z włoską ekipą, jednak nie było na to szans – Warhol i Morrissey pochodzili z Ameryki, Udo Kier z Jugosławii (Margheriti myli się, Kier był Niemcem) i jedynym Włochem był Anthony Dawson (śmiech). Carlo jednak uparł się, aby film wyszedł jako włoska produkcja, więc we Włoszech i niektórych krajach europejskich podpisałem go moim nazwiskiem. Wtedy Morrissey zapytał mnie, czy chce aby moje nazwisko było także obecne na pokazach w Stanach, powiedziałem mu jednak, aby film wyszedł tam jako jego dzieło. Była to zabawna przygoda, film bez scenariusza, z czternastoma stronami opisu zdarzeń, jakie miały mieć miejsce; dialogi powstawały spontanicznie z udziałem aktorów, więc co dzień skrypt był tworzony na nowo. Przez to wiele dobrych pomysłów odpadło… hej, popatrz za okno, co to za zwierzak w ogrodzie Davida?
To wiewiórka, Tony…
Wiewiórka? Piękne zwierzę, szczególnie, gdy jest wystraszone (śmiech)! Wracając do filmów o których mówiliśmy wcześniej, praca przy nich była dla mnie wielkim doświadczeniem, mnóstwem zabawy, zaś Carlo dotrzymał słowa – zaraz po zakończeniu pracy nad nimi, dostałem kolejny projekt!
Którym okazał się film Hercules Vs Kung Fu… ten i kolejny obraz, The Stranger And The Gunfighter, były czymś w rodzaju mieszanki westernu i kina wschodnich sztuk walki, w sposób, który dziś jest dosyć modny…
Cóż, to bardziej zasługa Carlo Pontiego niż moja, ja robiłem to tylko dla pieniędzy, pomysł wyszedł od niego. The Stranger And The Gunfighter wpierw istniał pod tytułem Blood Money, dosyć zabawnie wspominam pracę nad nim, miał niezły scenariusz i był pięknie nakręcony, w drugiej części filmu dominowały chińskie plenery. Columbia dobrze wypromowała go w Stanach, więc zrobiłem z nimi kolejny film.
Wiele filmów stworzyłeś z naszym gospodarzem, Davidem Warbeckiem.
Zobaczyłem go po raz pierwszy w Garści dynamitu, grał tam postać bojownika IRA, który zdradza Jamesa Coburna; od razu spodobała mi się jego facjata, szybko przeszliśmy do rozmowy i polubiliśmy się. Później zrobiliśmy nasz pierwszy wspólny film, The Last Hunter, znany tez jako The Deer Hunter Part 2…
Z Johnem Steinerem w jednej z głównych ról…
Tak, John zajmuje się teraz rynkiem nieruchomości w Los Angeles. Byłem tam w zeszłym tygodniu, jednak z powodu innych obowiązków nie udało się nam spotkać… Nie mogłem się do niego dodzwonić, wiele osób po zeszłorocznych pożarach ma inne numery telefonów… niektórzy z nich dzięki ubezpieczycielom stało się milionerami. Taki Richard Harrison miał trzy wille w Malibu, wszystkie zostały zniszczone…
Harrison, czyli aktor, który odrzucił rolę w Za garść dolarów, dzięki czemu świat poznał Clinta Eastwooda w roli rewolwerowca…
Nie jestem pewien, czy to prawdziwa historia… Richard zawsze mi o tym opowiadał, że wybrał zamiast roli u Leone angaż do Giant Of Rome, gdyż wydawał się pewniejszy… Często opowiadał mi tą historię, ale mnie wydaje się, że kiedy kręciliśmy Giant of Rome, Za garść dolarów był już gotowy. Tuż przed tym filmem nakręciłem Danza Macabra, które miało otwarcie w Super Cinema, kilka miesięcy po Za garść dolarów… Jestem tego pewien. W każdym razie, każdy, zarówno aktor jak i reżyser ma tego typu historyjkę w zanadrzu; to część fantastyki w naszej pracy – jeśli jednak odrzucisz to co fantastyczne, zostajesz z prawdą… czyli z niczym!
Czy prawdą więc jest to, iż dzięki Tobie Ruggero Deodato miał szansę zaistnieć jako reżyser?
Pracowałem jednocześnie na planach wielu filmów w okresie, gdy Ruggero był moim asystentem. Skoncentrowałem się wtedy na wspomnianym Giant Of Rome z Richardem Harrisonem, dając Ruggero kontrolę nad innym peplum, Ursis, Il Terrore Dei Kirghisi, jednak był wtedy w lekkim kryzysie i musiałem mu nieco pomóc. W dzień kręciłem Giant of Rome, potem brałem prysznic, jechałem do Cinecitta na plan kolejnego filmu, pracowałem do 2 nad ranem, po czym rano znów jechałem na plan kolejnego. I tak przez dwa tygodnie. Rozumiałem jednak położenie Deodato, gdyż wpadł na głęboką wodę, do tej pory jedynie asystował przy reżyserii. Za to był moim najlepszym asystentem. Rozumiał wszystko, natychmiast reagował na problemy, na dodatek był też uroczą i miłą osobą. Dobry reżyser, technicznie jeden z najlepszych jakich znałem, którego kariera nie była jednak szczęśliwa.
Jako iż jestem zapalonym bokserem, chciałbym dowiedzieć się, jak przebiegała współpraca z „Fenomenalnym” Marvinem Haglerem przy okazji serii Indio?
Bardzo dobrze! I choć pierwszy film serii nie był zbyt dobry, Marvin miał tam małą rólkę u boku Briana Dennehy’ego, przebijając wielkiego Briana! Marvin był tylko bokserem, nie miał żadnego doświadczenia z kinem, kręcił jedynie reklamy dla Coca-Coli, jednak nie odpuścił, nie poddał się. Mówił, że to sekret jego wielkich stóp – pomagają mu mocno trzymać się podłoża (śmiech). Producenci dali mu szansę w sequelu, gdzie zagrał bardzo dobrze; w moim nowym obrazie będzie mu partnerował Terrence Hill, będzie to klasyczna opowieść o biało – czarnej parze dwóch ……. Marvin jest silny, nieco dziwny, całkiem niezły materiał na aktora! W Indio 2 sprawił się całkiem nieźle! Pamiętam, gdy spotkałem go po raz pierwszy, miał małą bródkę, pewnie by wyglądać mężniej; do spotkania doszło w hotelu w Manili. Pierwszą rzeczą, jaką mu powiedziałem, była sugestia, by zgolił brodę, na co Marvin wkurzył się niemożebnie. Nie wiem co się wtedy z nim działo, ale popatrzył na mnie w ten swój dziwny sposób, jakby chciał mnie zabić i odpowiedział: „Może…” Ja na to: „Jakie może, musisz to zrobić!” (śmiech). Ryzykowałem życie! Kierownik produkcji, Włoch, który był wysokim chłopem, przez całą rozmowę robił się niższy i niższy… (śmiech) Tak więc wyglądało nasze pierwsze spotkanie, podobnie zresztą jak wtedy, kiedy poznałem innego czarnego, który pobił wielu innych ludzi…
Mówisz o Tonym Kingu?
Nie, Tony to anioł, nigdy nikogo nie skrzywdził… myślałem o Jimie Brownie, którego obsadziłem w westernie. Jednego dnia na planie byliśmy razem z Big Fredem Williamsonem (bardzo miłym człowiekiem) w kanionie, i poprosiłem Jima aby wrzasnął do Freda coś w stylu „Osłaniaj mnie”, czy jakoś tak, podczas gdy on przebiegnie pod ostrzałem w inne miejsce. Wtedy Jim podszedł do mnie z ludźmi z produkcji i całą ekipą, i mówi: „Tony, nie podoba mi się to”… Ja na to: „Musisz tak zrobić, tego wymaga scenariusz, musisz przebiec z punktu A do punktu B, aby przejąć karabin i zabić swoich wrogów”. „Ok, zrobię to, ale później musimy o tym porozmawiać!” „Pogadajmy o tym teraz, jaki ma sens robienie tej sceny, jeśli tego nie chcesz?” Nic to, Jim zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy, widać było, że jest cały w nerwach, podszedł do mnie, ja podałem mu krzesło aby usiadł… i nagle wokół nas nie było nikogo – zniknęli producenci, cała ekipa! Dlaczego? Ponieważ na planie poprzedniego filmu, 100 Rifles, podobno wyrzucił swoją dziewczynę przez okno i wszyscy wokoło się go bali, zresztą nie dziwota, to był wielki typ… Jednocześnie był jednak sprytny, na dodatek świetnie grał w szachy, niesamowita sprawa! W każdym razie, gdy zobaczyłem, że wszyscy zwiali zacząłem się głośno śmiać, co rozładowało całe napięcie tej sytuacji, i pomogło mi przekonać go do tej sceny. Od tego czasu, wieczorem siadaliśmy i dyskutowaliśmy wszystkie sceny. Po wszystkim, gdy film już wszedł na ekrany, jeden z moich przyjaciół spotkał Jima na jakimś przyjęciu, przedstawił się, na co zapadła cisza i Jim powiedział: „Anthony to naprawdę spoko gość!”. Z jego ust był to największy komplement jaki mogłem sobie wyobrazić. Bardzo go lubiłem, jednak w życiu nie miał wiele szczęścia, miał problemy z Czarnymi Panterami, zniknął na jakiś czas z życia publicznego… Widziałem go jednak niedawno w telewizji amerykańskiej, wypowiadał się o graczu, który zabił własną żonę…
O.J. …
Tak, O.J., dziennikarze robili wtedy wywiad z Jimem, był otyły, osiwiał, smutno go było oglądać w takim stanie.
Całkiem niedawno rozmawiałem o Twoich filmach z Quentinem Tarantino… I nie wiem czy wiesz, ale jest Twoim wielkim fanem, zbiera wszystkie Twoje filmy, jakie wychodzą na rynku…
Po co on zbiera te wszystkie straszne filmy? (śmiech) Na szczęście arterioskleroza wymazała wspomnienia o nich z mojej pamięci… Kurde, może załatwił by mi kopię Danza Macabra? Trudno ją znaleźć… Stworzyłem jednak kilka naprawdę tragicznych filmów, jak Yor, który kręciliśmy w Turcji, bardzo głupie filmidło, choć z drugiej strony był to jeden z moich większych sukcesów…
… o i ten też (podpisuje japońską ulotkę dotyczącą Cannibal Apocalypse – przyp. BF). Niezbyt dobry film, ale ten chłopak, Lombardo Radice to niezły aktor… Czasem robiłem filmy tylko dla pieniędzy, czytałem wtedy jedynie umowę, nie myślałem o scenariuszu. I choć potem wielokrotnie się tego wstydziłem, zwykle dokańczałem pracę. Robisz to po to, by mieć dom w mieście, domek na wsi, to, tamto, może nawet mieć kasę na piękną dziewczynę. Co tylko chcesz, wszystko kosztuje ogromne sumy… i chyba dlatego nakręciłem 70 filmów! Ludzie często mnie o to pytają: „Skąd tego tak dużo?”. Zwykle odpowiadam: „Potrzebowałem pieniędzy… a na bank napadać nie chciałem!”
tłumaczenie i opracowanie tekstu: haku
Wywiad zawiera kilka pomyłek oraz nieścisłości, które wygłasza reżyser, poniżej dwie najbardziej rażące: (resztę wspaniałomyślnie mu wybaczamy)
*1 – W pierwszym wspólnym filmie, I rzekł Bóg do Kaina (1970), Klaus Kinski nie ginie, lecz sam zabija rywali ze wspomnianego Winchestera.
*2 – Gian Maria Volonte zagrał również w drugim filmie trylogii dolarowej, Za kilka dolarów więcej (1965)