
Na celowniku: Dario Argento
Szalony scenariusz Phenomeny jawi się po latach jako podsumowanie i swoiste greatest hits dotychczasowej filmografii Włocha, z bezpośrednimi odwołaniami do poprzednich dzieł. Zarys fabularny zasadniczo powiela motywy z Suspirii, mamy kopię sekwencji podwodnej z Inferno, jest scena dekapitacji w slow motion przywołująca Cztery muchy na szarym aksamicie, nad wszystkim zaś dominuje baśniowa atmosfera trylogii o Trzech Matkach (zresztą Phenomena po drobnych zmianach fabularnych mogłaby stanowić jej zwieńczenie). Argento uderza także w tony autobiograficzne – główna bohaterka Jennifer (debiutująca w głównej roli Jennifer Connelly) to córka światowej sławy reżysera, wegetarianka i marzycielka o gołębim sercu, która musi stawić czoło wrogo nastawionemu światu. Reżyser podkreślał w wywiadach, iż przeszedł podobną historię w swoim życiu. To, co odróżnia Phenomenę od poprzednich dzieł Włocha, to jego skupienie się na procesie rozkładu, przepełniająca cały obraz swoista nekromania, zaakcentowana dobitnie w cudownie obrzydliwym finale, gdzie główna bohaterka przejdzie inicjację, której nie zapomni już nigdy. Argento nie byłby sobą, gdyby nie skontrastował owych scen putrefakcji z niewinnością i czystością Jennifer. To owa dysharmonia sprawia, że Phenomena nadal błyszczy i pozwala otwierać się na kolejne interpretacje. Sam reżyser chciał widzieć w swoim dziele świat, w którym naziści wygrali II wojnę światową, czego odzwierciedleniem miały być choćby kostiumy stworzone przez Giorgio Armaniego, ale i stonowane, chłodne zdjęcia Romano Albaniego. Tropów do rozszyfrowania obrazu mamy wiele, zaś reżyser oryginalnie odwoła się do niego w finale późniejszej o dwa lata Opery, powracając w nim raz jeszcze do szwajcarskich Alp. Niedoceniana w momencie premiery przez krytykę, a ukochana przez fanów, Phenomena pozostaje do końca niezbadana.
Bezsenność, zdecydowanie najlepsze giallo Argento nakręcone po latach 80-tych, upstrzone co i rusz świetnymi efektami specjalnymi Sergia Stivalettiego i zapadającą głęboko w pamięć muzyką Goblinów pod dowództwem Claudia Simonettiego, to ukłon w stronę fanów wymarłego gatunku. Podobieństw do poprzednich obrazów jest tutaj co niemiara – by wspomnieć choćby fabularny motyw przypominania sobie ważnego szczegółu z przeszłości, czy animowaną lalkę, będące ukłonem w stronę Głębokiej czerwieni. Reżyser powraca do częstych zbliżeń i najazdów kamery, będących jego znakiem rozpoznawczym, zaś cały prolog, dziejący się w deszczową noc w pociągu, to mistrzowskie nawiązanie do własnej twórczości. Aktorsko całą ekipę przyćmiewa Max von Sydow, znakomicie tworząc postać emerytowanego komisarza Morettiego, który mimo słusznego wieku nie może odpuścić śledztwa. Jego „staromodne” podejście do pracy jest podkreślane poprzez niechęć do komputera, czy innych współczesnych wynalazków – dla detektywa najważniejsza jest pamięć i umiejętne rozwiązywanie łamigłówek, jakie na miejscach zbrodni zostawia morderca. Moretti wręcz maniakalnie usiłuje przypomnieć sobie dziecięcą rymowankę, mając przeświadczenie, że to w niej tkwi rozwiązanie zagadki. Na dodatek uświadamia sobie, że być może schwytany przez niego karzeł nie był mordercą z przeszłości, co otwiera kolejne pokłady pamięci, pełnej luk i fałszywych tropów. Stary wyga walczy ze swoimi zmorami, zaś Argento bawi się z widzem jak za najlepszych lat, w postaci swego bohatera zawierając cechy protagonistów z poprzednich obrazów, jak choćby Marcusa z Głębokiej czerwieni, czy Franca Arno z Kota o dziewięciu ogonach. Bezsenność to godna polecenia łamigłówka z całkiem niezłą, choć czasem niepotrzebnie komplikowaną, fabułą.
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Kinomisja:
http://kinomisja.pl/na-celowniku-dario-argento/