logo
Screenshot_1

Mean as Hell, czyli z Diabłem za pan brat cz. IV

Jak nam mówiono, Diabeł był w Piekle,

skuty łańcuchami, ujadał tam wściekle.

Zamiast jęczeć i zamiast narzekać,

czekał cierpliwie, by zło rozpętać.

Ciemiężyć ludzi, pętać sumienia,

bez kary omijać wszelkie więzienia.

 

TBTS zaprasza na czwartą odsłonę „Z Diabłem za pan brat”

mephisto_waltz

1971 – The Mephisto Waltz – reż. Paul Wendkos – Caligula

Myles Clarkson (Alan Alda) marzył kiedyś o karierze pianisty, jednak zrezygnował po pierwszych nieprzychylnych recenzjach swych występów i został dziennikarzem muzycznym. Teraz ma za zadanie przeprowadzić wywiad z Duncanem Ely (Curd Jürgens), światowej sławy pianistą, „największym z żyjących”. Wyniosły na pierwszy rzut oka, by nie rzec antypatyczny, Ely nieoczekiwanie okazuje zainteresowanie maluczkim pismakiem. W szczególności fascynują go dłonie Mylesa, które uważa za stworzone do gry na fortepianie. Mężczyźni zaprzyjaźniają się i pod wpływem zachęt ze strony muzyka młody dziennikarz powraca do grania. Sielankowy okres burzy przykra wieść: Ely jest chory na białaczkę i zostało mu niewiele czasu… Powyższy opis mógłby wskazywać na dramat obyczajowy ze zgorzkniałym starcem odkrywającym jeszcze raz radość życia u kresu swoich dni. Mógłby, ale tak się składa, że oparty na książce  Freda Mustarda Stewarta film to inspirowany Dzieckiem Rosemary (1968) horror sataniczny. Niczym państwo Castevet, sędziwy wirtuoz okazuje się być członkiem satanistycznej sekty, a jego zainteresowanie młodym podopiecznym bynajmniej nie jest bezinteresowne. Zaproszony na wystawnego Sylwestra Myles przeoczy dziwaczne zwyczaje gospodarzy: przebrania niczym z orgii swingersów czy też fakt, że Duncana Ely łączą z jego córką co najmniej niepokojące stosunki. Rękę na pulsie trzyma za to żona głównego bohatera grana przez Jacqueline Bisset: kobieta z marszu wyczuwa zapach siarki unoszący się w wystawnej posiadłości umierającego szpilmana. Nie imponują jej jego awanse, ani też szczodrość. I jak się prędko okaże, dziewczyna ma cholerną rację, bo wraz ze śmiercią Duncana jej życie zamieni się w koszmar rodem ze spiskowej teorii. Czy jej mąż to dalej ta sama osoba? W łóżku jest zupełnie inny niż dotychczas. I do tego gra na fortepianie jak geniusz. Schemat znajomy: bohaterce rzecz jasna nikt nie będzie dawał wiary, podczas gdy dookoła będą działy się coraz bardziej niezwykłe rzeczy. Pomysł wyjściowy nie jest zatem przesadnie oryginalny, o co chodzi w fabule widz pojmie w przeciągu pierwszych dziesięciu minut. Ale stojący za kamerą Paul Wendkos robi z niekoniecznie olśniewającego scenariusza konkretny dreszczowiec ze sporą dawką suspensu i dekadenckiej atmosfery. Nie brak tu fabularnych bzdur i dziur (najbardziej nonsensowne są same rytuały satanistów, które może odprawić w zasadzie każdy, kto wejdzie w posiadanie tajemniczego niebieskiego płynu), ale łatwo się je wybacza w kontekście profesjonalnej realizacji. Jerry Goldsmith dostarcza nastrojowy soundtrack, a cała ekipa aktorska spisuje się bez zarzutu. Alda płynnie przechodzi od roli kochającego męża naiwniaka do wyrachowanego mordercy i Casanovy. Na Jürgensa wystarczy zaś spojrzeć, by dostrzec, że to kawał niebezpiecznego skurwiela. Stonowane, ale przez to tym bardziej intrygujące kreacje Bissett i wcielającej się w demoniczną córkę Duncana Barbary Parkins dopełniają obrazu solidnego czarciego widowiska z budżetem.

sexorcist

1974 – The Eerie Midnight Horror Show – reż. Mario Gariazzo – Caligula

Jeszcze jeden rip-off Egzorcysty (1973) od Włochów. Na rynku amerykańskim rozpowszechniany pod tytułami The Eerie Midnight Horror Show, Enter the Devil oraz… The Sexorcist. Ostatni spośród wymienionych dobrze obrazuje zawartość omawianego dzieła: bycie opętanym oznacza bowiem ni mniej, ni więcej jak masę seksu. Bohaterką jest studentka historii sztuki, która bada naturalnych rozmiarów krucyfiksy z pewnego starego kościoła. Z jednego z krzyży złazi do niej demoniczny „Chrystus”, gwałci ją i przemienia w swoją służebnicę. Potem jest już jazda na autopilocie i odhaczanie motywów z filmu Friedkina, zanim jednak to nastąpi dostajemy sporą dawkę sleazu i eksploatacyjnej frajdy. Matka głównej bohaterki to masochistka, która lubi, gdy jej kochanek okłada ją po dekolcie różami(!). Diabeł przyjmuje tutaj postać szczerzącego się Ivana Rassimova z czerwonymi ślepiami. W interpretacji aktora czarci pomiot jest niezwykle napalony, a swą nową ofiarę posiądzie podczas orgii, która przeciętnego Polaka-katolika przyprawiłaby o palpitacje. Jest tu również klawa scena czarnej mszy zakończonej ukrzyżowaniem nowej oblubienicy Rogatego. W skrócie: kino made in Italy w najlepszym wydaniu. Niestety, impet rzecz traci w drugiej połowie, gdzie – jak już nadmieniłem – robi się z tego typowy horror o opętaniu (w egzorcystę wciela się znany m.in. z The Case of the Scorpion’s Tail [1971] i Your Vice Is a Locked Room and Only I Have the Key [1972] Luigi Pistilli), a od samej fabuły ciekawsze robią się widoki (akcja przenosi się do klasztoru na prowincji). Warto jednak dotrwać do finałowej konfrontacji, w trakcie której cierpiące na wieczną chcicę dziewczę zaczyna okładać egzorcyzmującego ją księdza… łańcuchem. Żadnego tam „Power of Christ compels you”, regularna napierdalanka jeden na jeden. „Seksorcysta” ma zatem do zaoferowania miłośnikom włoszczyzny parę miłych niespodzianek i nawet jeśli daleko mu do rip-offu bez skazy, bo rozwlekły za bardzo i durny, a i golizny mogłoby być więcej, to wciąż jest to rozrywka wystarczająco odpałowa, by ucieszyć samego Szatana.

Nazareno Cruz (1)

1975 – Nazareno Cruz and the Wolf (AKA Nazareno Cruz y el lobo) - reż. Leonard Favio – Mariusz Czernic

Argentyńska produkcja zaadaptowana ze słuchowiska radiowego z 1951 roku. Autorem audycji był Juan Carlos Chiappe, który zmarł w 1974, pół roku przed premierą filmu. W związku z tym nie dowiedział się, że jego pomysł przyczynił się do osiągnięcia jednego z największych sukcesów kasowych kina argentyńskiego. Fabuła kręci się wokół legendy o wilkołaku, ale z klasycznego straszaka wytwórni Universal (Wilkołak, 1941) wykorzystano jedynie motyw srebrnej kuli jako skutecznego sposobu na zabicie likantropa. Najważniejszym źródłem inspiracji dla argentyńskich filmowców były wierzenia ludu Guarani dotyczące człowieka – wilka. Starożytne ludy Guarani nie miały własnego pisma, więc ich kultura znana jest tylko z przekazów ustnych. Legenda głosi, że człowiek będący siódmym synem w rodzinie ma ogromnego pecha, bo ciąży na nim piekielna klątwa zamieniająca ludzi we włochate bestie.

Podczas przeprowadzania bydła przez rzekę ginie ojciec wraz z sześcioma synami. Niewyobrażalna tragedia, która niesie ze sobą kolejną – narodziny siódmego syna, który zgodnie z przepowiednią „będzie ssał diabelską pierś”. W celu oszukania klątwy dziecko zostaje ochrzczone, otrzymując imiona Nazareno Cruz, co znaczy Krzyż Nazareński. Dorosły bohater (w tej roli Juan José Camero) poznaje wkrótce niezwykłej urody jasnowłosą dziewczynę, Griseldę (Marina Magali), która ożywia klątwę, gdyż romantyczne uczucie do niej budzi drzemiącą w nim bestię – o pełni księżyca siódmy syn przeobraża się w krwiożerczego wilka. Wcześniej Nazareno jest kuszony przez elegancko ubranego bogacza (Alfredo Alcón), który tak do niego rzecze: „Jeśli wyrzekniesz się miłości, siedem wozów ze złotem i drogocennymi kamieniami co siedem dni będzie czekać u twoich drzwi. I będziesz siedemdziesiąt razy siedem potężny i bogaty”. Ten tajemniczy krezus jest ucieleśnieniem Zła, diabłem we własnej osobie (w Ameryce Południowej jego imię brzmi Mandinga).

Przede wszystkim należy podkreślić, że mimo motywów typowych dla horrorów nie mamy tu do czynienia z klasycznym reprezentantem gatunku, lecz z czymś na kształt tragedii ludowej lub realizmu magicznego. Film wymaga od widza cierpliwości – jest dość powolny, utrzymany w stylistyce operowej, co oznacza, że sceny są rozwleczone po to, by wybrzmiała w pełni muzyka. W spaghetti westernach to działa – tutaj genialnie zadziałało w jednej scenie (z muzyką Verdiego). W dodatku historię psują tandetne efekty specjalne (takie jak czarownica zmieniająca się w kozła, węża, lisa i koguta), natomiast transformacja człowieka w wilka ukazana jest w ten sposób, że najpierw aktor porusza się na czworakach, a po cięciu jest już zwierzęciem. Obok krindżowych momentów, do których można zaliczyć wybuchanie przesadnym, niepasującym do sytuacji, śmiechem, jest jednak sporo rzeczy składających się na widowisko z klimatem: efektowna oprawa wizualna, nastrojowa muzyka, w miarę wiarygodne przedstawienie wiejskiej społeczności, dużo scen ze zwierzętami i niesztampowe, niejednoznaczne wyobrażenie postaci diabła.

Oryginalną ścieżkę dźwiękową opracował Juan José García Caffi, ale ostatecznie to nie jego kompozycje pozostają w pamięci. Jako tematu miłosnego wykorzystano utwór Soleado, którego autorem jest Włoch Ciro „Zacar” Dammicco. Niestety już po 20 minutach widać, że został on użyty nachalnie – po czterech minutach tej muzyki następuje półtorej minuty przerwy i znowu mamy długą romantyczną scenę z tym utworem. Najlepiej został spożytkowany fragment opery Rigoletto Giuseppe Verdiego – można go usłyszeć w poruszającej scenie polowania na wilka.

scene10876-1

1982 – Satan’s Mistress (reż. James Polakof) – Helena Marcos

Noc, plaża. Ubrana jedynie w koszulę nocną kobieta ucieka brzegiem morza przed odzianym w czerń mężczyzną. Scenie towarzyszą psychodeliczne dźwięki i wrzaski. Gdy dobiega do pobliskiego domu, tuż przed nią wyrasta kolejna postać. Kobieta krzyczy i…budzi się ze snu. Naszą bohaterką jest Lisa (Lana Wood), gospodyni domowa zaniedbywana przez męża. Samotność i seksualna frustracja kobiety stają się wabikiem dla pewnej diabelskiej siły, która przyjmuje postać mężczyzny i odwiedza ją nocami. Ku uciesze fanów Lany Wood, ta bardzo chętnie wyskakiwać będzie z ciuchów i oddawać się szalonej namiętności w objęciach… ducha? Szatana? 

Satan’s Mistress pod pewnymi względami kojarzy się z wypuszczonym w tym samym roku Bytem (reż. Sidney J. Furie), dodając do niego wątek małżeńskiego zaniedbywania oraz znacznie więcej sleazu. Im bardziej bucowate będzie zachowanie męża Lisy, tym mocniej ta angażować się będzie w romans z demonem. Scen seksu, choć w wersji soft, będzie więc sporo, podobnie jak frontalnej nagości. Z czasem, gdy Lisa pogodzi się z mężem, w domu zaczną dziać się dziwne rzeczy – krew na rękach, agresywne czarne koty, ostre przedmioty atakujące rodzinę, gilotyna – elementy dobrze znane z horrorów o nawiedzeniach prezentują się tu dość psychodelicznie – pojawiają się znikąd, towarzyszą im enigmatyczne wizje pulsującej gałki ocznej. Zaborczy demon nie dopuści do tak łatwej ucieczki z zastawionych przez niego sideł. Co więcej u jego boku pojawi się także kobieca zjawa nawiedzająca córkę Lisy. 

Te “poltergeistowe” atrakcje skłonią rodzinę do wezwania przyjaciółki bohaterki – medium Ann-Marie. Co ciekawe, w rolę tę wcieliła się kolejna, po Lanie Wood, filmowa dziewczyna Bonda – Britt Ekland. Przez chwilę na ekranie pojawi się także John Carradine jako ksiądz, który wyjaśni nam genezę demonicznej obecności. Ciężko jednak mówić o jakichkolwiek walorach aktorskich w filmie w którym główną rolę zdają się odgrywać… cycki Lany Wood (nie żeby było na co narzekać). Nie zapominajmy, że tak naprawdę Satan’s Mistress to czysto eksploatacyjna rozrywka. Fabularnie film nie kieruje się żadną logiką, a postaci przyjmują najbardziej niewiarygodne wyjaśnienia bez mrugnięcia okiem. Nie jest to jednak szczególnie istotne, jeżeli interesuje Was przede wszystkim klimat. Tworzą go rozmazane, senne wizje, psychodeliczne dźwięki przeplatające się z upiornym pianinem i syntezatorami czy umiejscowienie akcji w odludnym domku na plaży. Na uwagę zasługuję także finał, czyli piekielna bitwa o duszę Lisy w której następuje kumulacja chaotycznego szaleństwa. Zaproście diabła do swojej sypialni, będzie gorąco.

harry

1987 – Harry Angel (Angel Heart) – reż. Alan Parker – Haku

Najpierw była powieść – moralitet  z pogranicza czarnego kryminału i horroru autorstwa Williama Hjortsberga. Ten amerykański pisarz i scenarzysta najbardziej znany był szerokiemu gronu widzów ze scenariusza do Legendy Ridleya Scotta, jednak to późniejsza o kilka lat ekranizacja Falling Angel pomogła mu w osiągnięciu statusu pisarza kultowego. Przejdźmy do rzeczy: końcówka lat 50. XX-ego wieku, Nowy Jork. Harold Angel to prywatny detektyw, wynajęty przez ekscentrycznego Louisa Cyphre’a do odnalezienia popularnego przed wojną muzyka Johnny’ego Favorite’a, który ma niewyrównane  rachunki z Cyphre. Harold powoli zaczyna odkrywać mroczną przeszłość muzyka, wokół śledztwa unosi się coraz mocniejszy zapach krwi, detektyw zbliża się do krawędzi szaleństwa. Nie pomaga mu w tym dokuczliwa amnezja, której ustąpienie miast uwolnieniem okaże się dla niego potępieniem…

„Jakże potworna jest mądrość nieprzynosząca korzyści mędrcowi!”. Powyższy cytat z Króla Edypa, to ponura, samospełniająca się przepowiednia, patronująca podróży detektywa Harolda Angela z nowojorskiego biura prosto w piekielną, nowoorleańską otchłań. Akcja filmu została bowiem osadzona kilka lat wcześniej niż w powieści i przeniesiona w większości do kolebki jazzu. W powietrzu czuć jeszcze powojenną nieufność i mrok, delikatnie jedynie rozpraszany ulotnym blaskiem nadchodzących lat 60. Trupi rozkład wąskich i zaniedbanych uliczek kontrastuje z wychwalającym życie i aktywność bluesem, Eros łączy się z Tanatosem. Jesteśmy świadkami powolnego zstępowania w otchłań głównego bohatera, które odbywa się pośród obrzędów voodoo i czarnej magii, krwi, potu, kurczaków i gumbo. Nad wszystkim czuwa Diabeł, oszczędny w gestach i zdystansowany wobec gorączkowych poszukiwań detektywa. Po finałowym twiście, w którym tak widz, jak i bohater poznają w końcu prawdziwe oblicze rzeczywistości, następuje coda w postaci jednego z najbardziej przygnębiających epilogów w historii kina. Zamknięty w klatce Favorite udaje się w samotną podróż, która potrwa całą wieczność. Bardziej wymownego obrazu piekielnej męki nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.

Dziś Harry Angel to niekwestionowany klasyk, choć początkowo przez mainstreamowych krytyków przyjęty dosyć chłodno („nieokiełznany” dla Eberta, „niezrozumiały” dla Kael, „nieprzyjemny” dla Newmana), film doskonale podsumowujący zadziorność i twórczy szał amerykańskich reżyserów urodzonych w latach 40. XX wieku. Takie były filmy Parkera, Lyncha, De Palmy, Manna czy Scorsese, by wspomnieć tylko kilku twórców nadających bieg ówczesnemu kinu. Odważnemu, bezkompromisowemu, prawdziwemu. Dziś, niestety, nieistniejącemu.


 

quote-it-takes-a-real-man-to-live-for-god-a-lot-more-man-than-to-live-for-the-devil-you-know-johnny-cash-63-19-31