logo
Screen-Shot-2012-01-28-at-15.35.20

Czas na Hammer Horrory!

Wytwórnia Hammer jest nierozerwalnie związana z brytyjskim kinem grozy. Rozpoczęła swą działalność w 1937 roku, początkowo zajmując się dystrybucją filmów, wkrótce potem stawiając pierwsze kroki w ich produkcji, inspirację czerpiąc z programów radiowych w rodzaju „Dick Barton: Special Agent”. Nie trzeba było wiele czasu, by wytwórnia zwróciła się w kierunku adaptacji dzieł telewizyjnych – seria „The Quatermass Experiment” Nigela Kneale’a stała się dużym sukcesem telewizji BBC, mieszając wątki wampiryczne z tematyką science fiction. Hammer zrealizował ją jako wersję kinową, wygładził nieco fabułę, dodając literkę „X”, aby wzmocnić przerażającą zawartość obrazu (po tej zmianie tytuł brzmiał „The Quatermass Xperiment” – przyp. haku). Obraz okazał się dużym sukcesem, przecierając drogę ku złotej erze studia. Kolejny film, „The Curse of Frankenstein” (1957) reprezentował dużo więcej przestrzeni i wolności w ukazaniu grozy niż niejeden współczesny horror, na co publiczność zareagowała entuzjastycznie, zaś Christopher Lee i Peter Cushing, odtwórcy głównych ról w obrazie, z dnia na dzień awansowali na gwiazdy wytwórni.

HORROR DRAKULI

By wzmocnić sukces, producenci Hammera zaczęło poszukiwać kolejnego klasycznego tekstu grozy, opierając się tym razem na postaci wampira Drakuli. Ponownie, chcąc przyciągnąć do kin większą publiczność, do głównych ról wybrano Cushinga i Lee, nie zdając sobie jednak sprawy, w jakim kierunku pójdzie postać wampira – w interpretacji Lee jako wyzwolonego seksualnie i dominującego Hrabiego. Pełen dynamicznych scen scenariusz Jimmy’ego Sangstera ma u swych podstaw ukazanie wolności jako nadrzędnego czynnika postaci, dominującego nad każdym innym aspektem jej istnienia. W tej wersji Jonathan Harker stał się bibliotekarzem w zamku Drakuli. Jednak, zanim będzie mógł wypełnić swą misję, zostaje zmieniony w wampira, zaś jego kolega, doktor Van Helsing, będzie musiał go zabić, co wykorzysta Drakula, uciekając z zamku. Narzeczona Jonathana, Lucy, dowiaduje się o jego śmierci, lecz chwilę później okazuje się, iż sama jest śmiertelnie chora, co powoduje podejrzenia Van Helsinga o rozszerzaniu się wampirycznej choroby. Od samego początku – zagubionego gdzieś w lesie zamku, dramatycznego entree Lee jako Hrabiego Drakuli, oraz Cushinga w roli trzeźwo myślącego Van Helsinga – Dracula („Horror of Dracula”, 1958) zawiera w sobie wszystkie składniki udanego filmu studyjnego. Doprowadzając do skrajności elementy grozy oraz erotyki, Dracula pozostaje zakorzeniony w brytyjskich restrykcjach kinowych lat 50-tych. Jonathan przebijający narzeczoną Drakuli jest ukazany w tej dramatycznej scenie jako cień na ścianie, mało wyraźny, lecz wstrząsający w swej implikacji. Umierająca Lucy, którą opiekuje się szwagierka, to obraz pokory i wszelakiej cnoty. Gdy jednak zostaje sama, jej wyraz twarzy momentalnie zmienia się w rozwiązłą niegodziwość; kobieta otwiera okno wampirowi, zdejmuje krzyż i oczekuje na jego pocałunek. Terence Fisher świetnie tonuje napięcie w finałowym, wysoce energetycznym pojedynku między wampirem a doktorem – ich emocje wypływają z czystej nienawiści, przechodząc w walkę na śmierć i życie.

 

horror+of+dracula+title

 

„Horror of Dracula” stał się hitem w box office’ach, na czym oczywiście chciała skorzystać wytwórnia. Lee bojąc się zaszufladkowania, nie chciał brać udziału w ponownym odgrywaniu swej roli, kierując swe aktorskie działania ku nieco innym horrorom, takim jak m.in. (nieco mylnie zatytułowany) „Brides of Dracula”. W końcu jednak powrócił w „Dracula: Prince of Darkness” (1965) Fishera, gdzie poznajemy dwie brytyjskie pary, będące na wycieczce w Europie, gdzie chcą zwiedzić malowniczy Carlsbad. Na miejscu okazuje się, iż lokalni mieszkańcy są nieco nerwowi i przesądni, gotowi w każdej chwili do linczu; nawet cyniczny ksiądz Shandor nalega, żeby pary nie odwiedzały zamku. Turyści oczywiście go nie słuchają. Przyjeżdżają więc na zamek, gdzie wita ich lokaj Clove.

- „Czy Twój Pan jest niedysponowany?” – pyta jeden z bohaterów, Charles.
- „Nie, on nie żyje”, odpowiada ze spokojem lokaj.

Nie na długo jednak, ponieważ śmierć turysty ożywia Hrabiego Drakulę. Film Fishera rozkręca się stopniowo – główny bohater jest niewidoczny aż do połowy filmu. Mocno brytyjski pokaz ekranowej grozy służy do zilustrowania skutków związków pozamałżeńskich oraz powstrzymywanej seksualności: Helen jest tłamszona w związku przez irytującego męża – pięknie wygląda, gdy w negliżu uwalnia się z okowów małżeństwa, wpadając w objęcia demonicznej kochanki. Diana z nieodłącznym szampanem w ręce, rozmyśla nad romansem z nieumarłym. To Charles powinien być macho, lecz staje się bezsilny, i dopiero ojciec Shandor okazuje się prawdziwym zbawcą, jako jedna z ciekawszych postaci w obrazach wytwórni, krzykliwy duchowny, wyzuty ze społecznych uwarunkowań; to braciszek Tuck na sterydach z wielkim pistoletem w dłoni. Fisher bezbłędnie wykorzystuje panoramy w Technicolorze, płynnie przechodząc z dramatu kostiumowego w komiks.

„Dracula Has Risen from the Grave” (Freddie Francis, 1968), podobnie jak jego poprzednik, przez dłuższy czas nie ukazuje postaci Hrabiego, który ukazany jest raczej jako dowódca swoich poddanych, niż zwykły krwiopijca, skupiając się na zemście na człowieku, który zniszczył jego zamek. Obraz ten jest mocno metaforyczny, łączy wątki wampiryczne z satanicznymi, przesuwając mocno granice ukazania kontrowersyjnych scen erotycznych w czasach, kiedy cenzura była dla filmowców poważnym problemem. Choć dziś może to wydawać się nieco naciągane, filmy wytwórni Hammer testowały odporność widza na ekranową przemoc i seksualność, nie do końca jednak wychodząc z tego obronną ręką.

W „Taste the Blood of Dracula” (Peter Sasdy, 1970), sprzedawca Weller (Roy Kinnear) wchodzi w posiadanie urny zawierającej zaschniętą krew Hrabiego Drakuli. Sprzedaje ją Lordowi Courtley, bezczelnemu utracjuszowi spędzającemu czas na orgiach, gdzie spełniane są wszystkie jego żądania – Courtley próbuje krwi, co sprawia, że zmienia się w Drakulę, szukającego krwawej zemsty na obłudnym społeczeństwie. Dobrze pokazana małomiasteczkowa hipokryzja, w której wysoka moralność często przykrywa zepsucie i grzech – jedna z bohaterek jest represjonowana przez ojca, który boi się, że podczas jej wieczornych wyjść może stracić dziewictwo, co nie przeszkadza mu jednak spotykać się z całą masą prostytutek. Spotka go jednak kara, bowiem córka zostanie uwiedziona i zmieniona w wampira przez Drakulę. „Taste the Blood of Dracula” odniósł sukces dzięki świetnej obsadzie – groteskowej pantomimie z Ralphem Batesem, który w szczególności daje świetny pokaz gry aktorskiej, sprawiającej, że nawet znana z telewizji reszta obsady daje radę. Wizualnie film jest po prostu skąpany w czerwieni, w jej wszelkich możliwych odcieniach. Lepki jak cholera, nierealistyczny, kiczowaty gotyk z krwawymi momentami.

 

463827

 

W kolejnym obrazie serii, „Scars of Dracula” (Roy Ward Baker, 1970) mamy uwierzyć, że Drakulę mogą ożywić kukiełkowe nietoperze, wymiotujące wprost na jego prochy. Jeden z mieszkańców wioski, Matthew popada w tarapaty z powodu flirtowania z lokalnymi kobietami, ale udaje mu się uniknąć kłopotów, dzięki uciecze karetą we mgle prosto na zamek Drakuli. Wkrótce będzie musiał bronić się przed wampirzycą Tanyą, która chce sprowadzić na niego przedwczesny koniec. Jego brat Simon i przyjaciółka Sarah rozpoczynają poszukiwania, trafiając wiadomo gdzie… Na przełomie lat 60-tych i 70-tych skończył się okres świetności wytwórni. Nie konkurując z coraz bardziej folgującą reżyserom cenzurą, tworząc tylko niewspółczesne historie grozy, trafiła ona w ślepy zaułek. „Scars of Dracula” ukazuje nowy kierunek, w jakim poszło studio, pełen przemocy, z otwierającą obraz krwawą masakrą w kościele, niejako zapowiadającym lata 70-te. Jednak efekty są mocno przesadzone, zaś aktorstwo jest na granicy parodii. Christopher Lee i jego szkła kontaktowe sprawiają wrażenie, jakby aktor właśnie skończył popijawę, choć mimo to, nadal sprawia władcze wrażenie. Nie wszystko jest tutaj złe; scena, w której Dennis Waterman musi uciec z zamku przez okno, oferuje wspaniałe ujęcia, nawet mimo tego, iż są podkradzione z „Black Narcissus”.

W daremnej próbie uwspółcześnienia dekoracji, Hammer sprowadził Drakulę do współczesnego Londynu w „Dracula AD 1972″ (Alan Gibson, 1972). Johnny Alucard i jego gang w opuszczonym opactwie nieopatrznie przywracają hrabiego do życia. Gdy okazuje się, że jedną ze swingujących młodych osób jest Jessica Van Helsing, Hrabia chce z niej uczynić na swoją narzeczoną. Ta mocno chybiona próba stworzenia nowoczesnego wizerunku wampira, odpowiedniego dla hippisowskiej generacji cierpi z powodu bezbarwnej reżyserii, tragicznego scenariusza i słabych kostiumów.

Nieco lepiej prezentuje się finał serii, zwariowany” The Satanic Rites of Dracula” (Alan Gibson, 1974). Nieporadny agent ucieka z Pelham House, rozpowiadając o satanistycznych rytuałach, w jakich biorą najpotężniejsi ludzie w kraju. Co gorsza, jest tu też cała brygada hipisów-snajperów uciszających każdego, kto stanie im na drodze. Van Helsing wraz z wnuczką Jessicą prowadzi tajne śledztwo, odkrywające spisek mający na celu uwolnienie potężnego szczepu dżumy. Za tak diabolicznym planem może stać tylko jedna osoba – Hrabia Drakula – lecz czyż nie został uśmiercony dwa lata wcześniej? „Drakula umarł i ma się dobrze, żyjąc w Londynie” (jak głosił alternatywny tytuł obrazu). Niestety, choć „The Satanic Rites of Dracula” zawiera kilka ciekawych pomysłów i dziwne sekwencje, brakuje mu jednak wewnętrznej mocy, przez co tonie w oparach absurdu.

TRYLOGIA KARNSTEIN

Równie ważnym, co „Dracula” Brama Stokera, źródłem scenariuszy horrorów wampirycznych była „Carmilla” Sheridana Le Fanu. Tudor Gates w swoim scenariuszu „The Vampire Lovers” (1970) poszedł właśnie w kierunku tej powieści, testując granice odporności Brytyjskiego Związku Cenzorów Filmowych (BBFC) w związku z jej erotycznie naznaczoną tematyką. W tych czasach cenzorzy pozwalali na większą wolność w obrazach dziejących się w dawniejszych czasach, czy filmach fantastycznych, jako kinu oderwanemu od życia codziennego. Mimo to, istniało potencjalne ryzyko pocięcia obrazu, więc wytwórnia Hammer podzieliła koszta produkcji z American International Pictures, specjalistami od eksploatacji serwowanej w kinach drive-in.

Okazało się jednak, że płonne były obawy związane z wejściem w grę amerykańskiego współproducenta; obraz jest tak brytyjski jak ich popołudniowa herbatka i prawie tak samo pruderyjny; baron Hartog mści się za śmierć siostry, likwidując żyjących członków rodziny Karnstein w prowincji Styria. Zapomina jednak o Mircalli, która po latach pojawia się w domu generała i jego córki Laury. Kobieta uwodzi młodą dziewczynę na oczach jej narzeczonego Carla, doprowadzając ją do śmierci. Mircalla przeprowadza się następnie do domu Mortona i jego córki Emmy, uwodząc kolejne postacie, mając jednocześnie do czynienia z doświadczonym lekarzem, który próbuje walczyć z wampirami za pomocą licznych ząbków czosnku. Jedynym sposobem zatrzymania lubieżnej kobiety jest połączenie sił przez Mortona, Carla i Hartoga.

 

f

 

Mieszanka wampiryzmu z lesbijstwem nie była specjalnie odkrywczym motywem, lecz obraz wytwórni idealnie wpisał się w powstające właśnie nowe, wyzwolone seksualnie kino, co spowodowało ostrą reakcję krytyków, za bycie „filmem reakcyjnym”. Dekapitacja Ingrid Pitt była przez nich uznawana jako kara za jej lesbijstwo (dekapitacja jest często widziana w kontekście kastracyjnym, zaś postać odgrywana przez Pitt ma w sobie wiele z drapieżnego samca), choć tak naprawdę nie różni się zbyt wiele od losów innych wampirów – są zwykle karani za zagrożenia, jakie tworzą wobec „przyzwoitego” społeczeństwa, bez względu na ich orientację seksualną. Oniryczne sekwencje mglistego cmentarza są wysoce sugestywne i klimatyczne, świetnie podkreślane przez dobre wykorzystanie dźwięku. Niestety, przeplatane są ujęciami w stylu znanym z adaptacji powieści Jane Austin przez BBC, które wiążą w całość mocno pretekstową fabułę.

Sukces obrazu doprowadził do powstania sequelu, potwornie kiczowatego „Lust for a Vampire” (Jimmy Sangster, 1971), którego zasadnicza treść rozpoczyna się od rozprucia gardła niewinnej służącej, co powoduje zmartwychwstanie Mircalli, rozpoczynającej nowe życie w swoim rodowym zamku, teraz zamienionym w szkołę. Główną postacią obrazu jest pisarz Lestrange, który dostaje się poprzez oszustwo na stanowisko nauczyciela w szkole, dzięki czemu może przebywać w towarzystwie młodych dziewcząt. W międzyczasie Mircalla roztacza na nieświadomych ludzi swe uroki, zaś kolejne dziewczęta znikają. Z Ralphem Batesem w roli głównej, nauczyciela – bawidamka, zmieniającego się w prawdziwego sługę diabła, to najsłabsza, ale jednocześnie najbardziej zabawna część trylogii. W otwierających film, dosyć wymownych scenach, widzimy przykryty welonem szkielet Mircalli, powoli nabierający życia, dzięki napełnianiu go krwią – scena godnie zapowiadająca pełne kiczu widowisko.

Niespodziewanie, „Twins of Evil” (John Hough, 1971) stał się nie tylko najlepszą częścią trylogii Karnstein, ale i jednym z najlepszych obrazów wytwórni, prowokującym i krytycznym wobec społeczeństwa. W obrazie nadal królują tak dobrze już nam znane sceny pełne erotyki i krwi, lecz ma on także drugie dno. Bliźniaczki Maria i Frieda (grane przez siostry Collinson – pierwsze bliźniacze gwiazdy rozkładówek Playboya) pozostają pod opieką wuja Gustava (Peter Cushing) i cioci Kathy. Gustav jest przewodniczącym grupy religijnych fanatyków, palących na stosach wiedźmy, nie mającym jednak na tyle odwagi, by sprostać rozwiązłemu i możnemu hrabiemu Karnstein. Dekadencki styl życia hrabiego staje się dla niego nudny, doprowadza więc do zmartwychwstania swej krewnej Mircalli, po czym zmienia łobuzerską Friedę w wampira. Mimo wysiłków Gustava, hrabia Karnstein dokonuje również transformacji Marii. Łowca wampirów to często najnudniejsza postać tych obrazów, lecz Peter Cushing daje z siebie wszystko, portretując groteskowego Gustava, używającego Biblii jako uzasadnienia i usprawiedliwienia torturowania i mordowania młodych dziewcząt. Podczas gdy Karnstein jest zły ze swej natury, to radosne przyjmowanie kary śmierci przez Gustava jest równie odrażające, zapewne dlatego, iż łatwiej nam uwierzyć w zło, którego dokonuje Gustav, podczas gdy wampir to bardziej fantastyczne straszydło. Niezależnie od tego, „Twins of Evil” jest zdecydowanie najlepszą częścią trylogii, której należy dać szansę, by ukazała drugie dno.

POZOSTAŁE FILMY WAMPIRYCZNE

Po sukcesie „Horror of Dracula” wytwórnia porzuciła planowany sequel, proponując widzom „Brides of Dracula” (1960) gdyż Christopher Lee nie chciał powtarzać roli wampira. Fabuła przedstawia się dosyć prosto – oto baronowa Meinster daje schronienie Marianne Danielle, która lituje się nad synem baronowej, uwalniając go z lochów zamku, w których był uwięziony. Dopiero, gdy znajduje zwłoki kobiety, w których nie ma ani kropli krwi, zdaje sobie sprawę z błędu, jaki popełniła. Baron wraz ze swymi żadnymi krwi narzeczonymi powraca zza grobu, by terroryzować żywych. I tylko Van Helsing może go od tego powstrzymać… Będąc częściowo thrillerem z mocnymi podtekstami edypicznymi, częściowo zaś dosyć niesamowitym filmem akcji, Brides of Dracula po początkowych, pełnych mocy scenach, wyraźnie traci napięcie. Przystojny Arystokrata, wyzwolony z domowego aresztu, igra z oczekiwaniami widza co do jego prawdziwej natury. Ospałe tempo drugiej części obrazu kieruje go nieco w kierunku opowieści w stylu baśni braci Grimm, aż do momentu dynamicznego wejścia Van Helsinga w wykonaniu Petera Cushinga, który jest w wybornej, wysoce energetycznej i wielce ekscytującej formie.

Mniej energetycznym, ale za to bardziej innowacyjnym okazał się mniej znany „Kiss of the Vampire” (1962) Dona Sharpa, w którym nowożeńcy Gerald i Marianne mylą trasę swej podróży; kończy się im benzyna, trafiają do miejscowego hotelu. Gdy dostają zaproszenie na obiad u doktora Ravnera i jego czarującej rodziny, są zachwyceni. Dlaczego jednak karczmarka ciągle płacze, a zwariowany profesor Zemmer jest cały czas pijany? W tym obrazie widać wyraźnie iż hammerowskie kino staje się coraz bardziej śmiałe obyczajowo – mamy rok 1962! Zakochana para całuje się nawet przed popołudniową herbatką! Ravner występuje w roli tradycyjnej głowy rodziny, lecz jest to jedynie fasada, za którą kryje się przywódca wampirycznego kultu. Arystokracja ukrywająca swe złe zamiary to klasyczny motyw wspólny dla wielu filmów wytwórni. Ostateczne starcie w finale, w którym setki nietoperzy uśmierca członków kultu to małe arcydzieło, rekompensujące wszelkie niedostatki fabularne.

 

brides_of_dracula_xlg

 

Nerwowość w poczynaniach Hammer Productions w latach 70-tych doprowadziła do wielkich różnic między ówcześnie produkowanymi obrazami. Swego czasu nagłośnione było ujęcie Ingrid Pitt zanurzonej w wannie wypełnionej krwią dziewic z „Countess Dracula” (Peter Sasdy, 1971), który zawiera elementy kina eksploatacji. Niestety, słaba reżyseria, nijakie zdjęcia, przeciętna ścieżka dźwiękowa, mętny scenariusz i brak napięcia składają się na nudny obraz. Po śmierci męża i podziale majątku między siebie a córkę Ilonę, hrabina Elizabeth musi radzić sobie z oznakami starości – zmarszczkami i coraz gorszą cerą. Szansę na odzyskanie młodości odzyskuje dzięki informacjom służącej, która twierdzi, że krew ma dalece lepsze właściwości dla skóry, niż najlepsze olejki nawilżające; sugestia kobiety legnie u podstaw działalności polegającej na dostarczaniu Hrabinie świeżej krwi. Odmłodzona odnajduje również młodego Imre, którego zamierza poślubić. Im bliżej ślubu jednak, tym trudniej ukryć Elżbiecie ciała młodych dziewic (gdyż to właśnie ich krew ma najlepsze właściwości). To, jak Sasdy przekształcił tę wybitnie filmową opowieść w 90 minut nudy na zawsze pozostanie jego tajemnicą. Mimo porywającego aktorstwa, Ingrid Pitt jest zmuszona do pełnych rozpaczy min, zapewne spowodowanych kilogramami plasteliny na jej twarzy, służącymi jako jej makijaż. Z założenia literacki obraz, niestety szybko traci napięcie, nie rekompensuje swych dłużyzn nawet poprzez sceny seksu i przemocy.

Na drugim biegunie pozostaje „Vampire Circus” (1972), który z budżetem niskim nawet jak na standardy Hammera, napiętym harmonogramem zdjęć i zagmatwaną fabułą zdawał się nie obiecywać zbyt wiele. Już przed napisami początkowymi wiemy jednak, że będzie to filmowa uczta – hrabia Mitterhaus uwielbia wcinać na obiad małe dzieci oraz zabwaiać się z żoną burmistrza. Jest nieco wzburzony, kiedy wieśniacy postanawiają stawić kres jego zabawom, napadając go i wbijając mu drewniany pal prosto w pierś. Umierając przysięga dzieciom śmierć. Lata mijają, a plaga zbiera swe żniwo. Wieśniacy potrzebują nieco rozrywki, ich pragnienie zostają spełnione, kiedy przyjeżdża na występy Cyrk Nocy. Niestety, nic nie jest tym, czym się wydaje i dzieci wkrótce zaczynają znikać. Początkujący reżyser Robert Young utrzymuje napięcie, komponuje mocny koktajl seksu, przemocy oraz surrealistycznego klimatu. Mamy wampiryczne bliźniaki, uwodzące dzieci poprzez lustra. Jest i Emil, cygański likantrop, uwodzący córkę burmistrza. Albo milczący strongman Dave Prowse jako kataryniarz. Jest jaskinia pełna nietoperzy oraz przymocowane do ścian niekompletne szkielety, chwytliwa ścieżka dźwiękowa odgrywana kaliope, szokujące odkrycia ciał oraz bezmyślna rzeż na studentach. Wszystko to zyskuje na atrakcyjności dzięki odważnemu wykorzystaniu efektów specjalnych i świetnego montażu. Cyrkowcy są równie zwinni jak zwierzęta, których ruchy oddają, ślizgając się na granicy seksualnego napięcia. W obrazie jest wiele wspaniałych momentów; jedynym co może przeszkadzać to sam hrabia Mitterhaus – arystokrata o rzekomym nieodpartym uroku jest trudny do zniesienia dla oczu widza; na szczęście ginie szybko, zresztą w dość rozrywkowej scenie.

 

vampire c1

 

Pełen ciekawych pomysłów i detali „Captain Kronos: Vampire Hunter” (1974) ma w sobie wyraźny dotyk reżysera Briana Clemensa, twórcy „The Avengers” – niezła charakterystyka postaci, ciekawa głębia pracy kamery, absurdalnie skomplikowana intryga. Kapitan Kronos, swingujący z mieczem, przystojny łowca wampirów, podróżuje wraz z przyjacielem, Garbusem Grostem. Przy odrobinie szczęścia i wykorzystania każdego możliwego tricku, będą zdolni zdjąć klątwę z miasteczka Durward , gdzie lokalne dziewczęta są pozbawiane młodości. Czy sprawcami są Paul i Sarah, para dziedziców? Czy też wyrachowany doktor Marcus, który sprowadza łowców, chcąc odsunąć od siebie podejrzenia? Albo zasuszona, obłożnie chora wdowa, na pewno nie mająca nic wspólnego z rodem Karnsteinów? Niespodziewanie okazuje się, iż kapitan Kronos jest nieznośnie nudną postacią. Potencjał Caroline Munro w roli Carli nie zostaje należycie wykorzystany, gdyż scenariusz nakazuje jej wałęsać się bez celu po ekranie, na koniec uśmiercając ją w prosty sposób. Grost, potencjalnie interesująca postać, dostaje dosłownie dwie linijki tekstu, dotyczących jego wyglądu, a Kronos jest zbyt zajęty graniem superbohatera, by próbować wzbudzić współczucie. W zamierzeniu obraz miał być prekursorem telewizyjnej franczyzy; ma się wrażenie, iż jest to przeciągnięty do granic obraz, na wzór odcinka serialu telewizyjnego.

W latach 70-tych wytwórnia ostatnim wysiłkiem utrzymywała się na powierzchni. „The Legend of the Seven Golden Vampires” (Roy Ward Baker, 1974) to przedziwna mieszanka filmów braci Shaw i obrazów Hammera, stworzona by zdyskontować hity obu wytwórni w szalonej mieszance kina wampirycznego z obrazami kung-fu. Prawdziwa zakazana przyjemność. Hrabia Dracula podróżuje do Chin, gdzie akurat przebywa Van Helsing z cyklem wykładów o siedmiu złotych wampirach. Doktor znajduje odosobnioną wioskę, nadal terroryzowaną przez wampiry; rozpoczyna ekspedycję, wraz z braćmi Hsi i Mai Kwei, by zapobiec rozprzestrzenianiu się złą. Brak doświadczenia reżyserskiego Bakera powoduje, że nie do końca wykorzystuje on talent swojej ekipy. Ten obraz to wielka zabawa, na dodatek przyozdobiona zapierającymi dech w piersiach ujęciami. Człapiące armie umarłych, dowodzone przez złote wampiry to naprawdę niesamowite momenty. Wprawdzie Cushing wygląda na nieco otumanionego tym, co wyprawia się wokół niego, lecz mimo to film jest wielkim, ekscytującym bałaganem, niekolidującym ze świetnymi scenami walk. Niestety, obraz nie ożywił żadnej z obu wytwórni.

Powyższy tekst to opracowanie i tłumaczenie tekstu Michelle Le Blanc/Colin Odell „It’s Hammer Time – Horror of Dracula” w „Vampire Films” tychże autorów – haku

Źródła zdjęć: posteratrmovies.com, belownirvana.com, sinsofcinema.com, wall.alphacoders.com, impawards.com