logo
vlcsnap-2011-03-15-09h58m31s157

„Było Zombie wiele” – włoskie filmy o zombie końca lat 80-tych.

Sukces „Zombi 2″ Lucio Fulciego, znanego też pod brytyjskim tytułem „Zombie Flesh Eaters”, pociągnął za sobą masę nawiązań. Jeden z tych obrazów, „Zombie Holocaust”, został już omówiony na blogu. Tym razem chciałbym się zająć włoskimi obrazami, które nawiązywały do filmu Fulciego samym tytułem, będąc jego „nieoficjalną kontynuacją”. A zaczęło się wszystko od obrazu „Zombi 3″(a.k.a. „Zombie Flesh Eaters 2″) przypisywanego… Lucio Fulciemu. Ale zacznijmy od początku…

1988. Zombi 3 (a.k.a. Zombie Flesh Eaters 2)

W militarnej bazie na Filipinach naukowcy pracują nad nową bronią chemiczną; złodzieje wykradają owoc eksperymentów, ale jeden z nich zostaje zainfekowany i zamienia się w zombie. Zostaje unicestwiony przez wojsko, lecz jego prochy unoszą się z wiatrem roznosząc zarazę. Każdy, kto przekroczy strefę kwarantanny zostaje zabity przez żołnierzy,a do starcia z żywymi trupami staje grupka ludzi.

Po latach obiecywanej kontynuacji arcydzieła włoskiego gore, w 1988 roku premierę na Fantasfilm Festival w Rzymie odnotował „Zombi 3″, obraz, który miał wielkie szanse na sukces – oddaną grupę fanów na całym świecie, reżysera, który miał możliwość powrócić do swych „dni chwały” z początku lat 80-tych. Wszystko skończyło się jednak całkowitym rozczarowaniem. Z wielu powodów:

- obraz nie miał w sobie nic z oryginału, tracąc prócz jego magii także całą ekipę, jaka wcześniej pracowała nad „Zombi 2″;
- scenariusz także nie miał nic wspólnego z oryginałem, kierując akcję kontynuacji na Filipiny, gdzie naukowcy przypadkowo wysyłają w atmosferę trujące gazy, które wnikając w glebę zamieniają ludzi w żywe trupy
- wreszcie, sama osoba reżysera, a właściwie jej brak; jak okazało się po latach, Fulci miał niewiele wspólnego z filmem.

Mówi Claudio Fragasso, autor scenariusza:
” Film był pomyślany jako sequel obrazu Fulciego, do którego scenariusz napisałem wraz z żoną, Drudi; potem były długie rozmowy z Fulcim, który w końcu zdecydował się polecieć na Filipiny na plan filmowy. Niestety, na miejscu Lucio rozchorował się, w wyniku czego tylko ok. 20 minut materiału nadawało się do użycia. Wtedy producent Franco Gaudenzi poprosił mnie o pomoc w dopisaniu i nakręceniu dodatkowego materiału do wybranych przeze mnie scen, które stworzył Fulci. Następnie, przez 15 dni, wraz z Bruno Mattei, który został zaangażowany do tej pracy z powodu jego pobytu na Filipinach w tym czasie (kręcił swoje „Born to Kill”), stworzyliśmy dodatkowe sceny. Z szacunku do Fulciego, nie nagłaśniałem tej historii, wierząc, ze uda się wyjść z tego całego chaosu z twarzą.”

Gdy głos zabrał Fulci, sprawa nabrała jednak nowego wymiaru:
„Nie udało mi się dokończyć „Zombi 3″, lecz nie miało to nic wspólnego z chorobą; skończyłem zdjęcia na etapie godziny i piętnastu minut gotowego materiału. Walczyliśmy głównie ze słabym scenariuszem, którego nie mogliśmy zmienić, gdyż jego twórcy mieli dobre układy z producentem; nieco udało mi się go przebudować, przy pomocy mej córki, Antonelli, pracując w wysokich, filipińskich upałach. Po pięciu tygodniach ciężkiej pracy poprosiłem o zmianę na stanowisku reżysera – moje obowiązki przejął Bruno Mattei, którego nie znałem; dodał on kilka scen wraz ze scenarzystą nazwiskiem Fragasso.”

Tyle Fulci, który o filmie wypowiadał się w złym tonie, traktując go jako nieumiejętnie zrealizowaną wpadkę, do której sam się przyczynił. Z ówczesnych historii o powstawaniu tego obrazu pozostały jedynie anegdoty: podobno Fulci, źle znoszący upały, wezwał szamana, który miał pomóc mu w powrocie do zdrowia. Podczas gdy szaman odprawiał swój rytuał, kurczak, który miał przegonić złe moce od reżysera, niewiele myśląc (jak to kurczaki…:D) oddał kał na brzuch reżysera.

Ale, by spotęgować nastrój chaosu, jaki towarzyszył tej (i zapewne innym ówczesnym włoskim obrazom) produkcji, oddajmy na chwilę głos Beatrice Ring, grającej jedną z głównych ról w filmie: „Moim debiutem było „Zombi 3″, wyreżyserowane przez Lucio Fulciego; wiem że większość ludzi twierdzi że było inaczej, ale to Lucio wyreżyserował 90% filmu. Nie pamiętam aby na planie kiedykolwiek pojawił się czy to Mattei, czy Fragasso. Mogę zapewnić, że przez siedem tygodni kręcenia, na planie jedynym reżyserem był Lucio Fulci; nie wiem dlaczego masa artykułów na temat tego filmu temu przeczy.”

Prawdy na temat owego filmu nie dowiemy się zapewne już nigdy; ważnym jest sprawdzenie jak całość (oglądana ku chwale bloga z DVD z niemieckim dubbingiem) wygląda po latach? Zdecydowanie bardziej przypomina akcyjniaki Matteiego dziejące się na Filipinach, niż jakikolwiek film Fulciego. Blisko obrazowi szczególnie do „Zombie Creeping Flesh” („Virus”), oraz „Return of the Living” Dead Dana O’Bannona z 1985r., w którym intryga była bardzo podobna, film był jednak dużo lepiej wykonany. Mimo wszystko obraz ma kilka plusów – świetnie wykonane zombie, momentami bardzo dobrą muzykę Stefano Mainettiego, oraz akcję mknącą cały czas do przodu – nie ma tu miejsca na złapanie oddechu, co sprawia, że obcowanie z filmem mija nam szybko. Gra aktorska nie istnieje, intryga też nie trzyma się kupy. Mamy jednak kilka niezapomnianych scen, m.in. zombie wynurzające się z mgły, czy przeprawiające się przez rzeczkę – dowód, że nawet w słabiutkim obrazie można znaleźć cudowną perełkę. Dla każdego fana włoskiego kina rzecz absolutnie konieczna!

 

Zombie_Flesh_Eaters_2

 

 1988. Zombi 5: Killing Birds (a.k.a. Raptors)

Po przyjemnościach obcowania z niemieckim dubbingiem, tym razem przenoszę się do naszych południowych sąsiadów, Czechów. Z tego bowiem kraju pochodzi będące w moim posiadaniu DVD z obrazem „Killing Birds” Claudio Lattanziego, znane także pt. „Zombi 5: Killing Birds”, mimo iż powstało przed późniejszym „Zombi 4″ („After Death”) w reżyserii Claudio Fragasso. Ale jak mówi klasyk: „było Zombi wielu…”

Powracający z wietnamskiej wojny żołnierz zastaje swoją żonę z kochankiem. Nie myśląc wiele zabija oboje z zimną krwią; śmierć dosięga także niewinnych sąsiadów – z całej masakry ocaleje jedynie maleńki chłopczyk. Świadkiem zbrodni są także ptaki, które mężczyzna hodował – jeden z nich wydłubuje mordercy oczy, czyniąc go oślepionym do końca życia. Po latach do domu trafia grupa młodych ludzi; na miejscu spotykają ociemniałego starszego pana, którego pasją jest nagrywanie głosów ptaków. Postanawiają oni spędzić tam wolne chwile – jednak niedługo po przybyciu zaczynają nawiedzać ich krwawe wizje związane z morderstwem sprzed lat…

Dosyć oryginalny obraz wyszedł spod ręki Claudio Lattanziego, pomocnika Michele Soaviego przy jego debiucie „Deliria”, oraz późniejszym „The Church”. Z czasem okazało się, że był to jedyny obraz Lattanziego; wielka szkoda, gdyż, mimo dosyć dużych przestojów, obraz w ostatnich 30 minutach funduje nam znakomite sceny okraszone świetną muzyką. Widać w nich wpływ Fulciego, ale i Soaviego – choć tytułowe zombie widać tylko przez parę chwil, a i ptaki nie są specjalnie mordercze, to jednak obraz jest jednym z ostatnich udanych dzieł włoskiej kinematografii grozy końca lat 80-tych. Dużo dobrego można powiedzieć o pracy operatora, która zyskuje dzięki zbliżeniom i dosyć ciekawemu kadrowaniu, co podobno jest zasługą Joe D’Amato, nie wymienionego w czołówce. Cała rzecz dzieje się w tym samym budynku w Luizjanie, w którym rozgrywała się akcja „The Beyond” Fulciego. Mimo braku spójnego scenariusza film zdecydowanie godny polecenia maniakom włoskiego kina gore (nie zraźcie się mizernymi opiniami na imdb.com). Tytuł, szeregujący go w rzędzie obrazów o zombie, został nadany po latach przez dystrybutorów w Ameryce, kreując film jako nieoficjalną kontynuację późniejszego „Zombi 4″ (sic!).

 

Zombi 4 POSTER

 

1990. Zombi 4: After Death

Klęska finansowa „Zombi 3″, zmusiła producenta Franco Gaudenziego do stworzenia kolejnego filmu w podobnym klimacie; zaprosił znów do współpracy Claudio Fragasso i jego żonę, aby stworzyli kontynuację obrazu. Po prologu, dziejącym się w jaskini, w którym kapłanka voodoo wije się w tańcu ku czci pradawnych bóstw w rytm zaklęć rzucanych przez jej męża – kapłana wiemy, że czeka nas prawdziwa jazda bez trzymanki. Biali naukowcy uzbrojeni po zęby w broń padają ofiarą ich klątwy; z życiem uchodzi jedynie mała dziewczynka, która po latach wraca na miejsce rzezi wraz z przyjaciółmi, znów budząc zombie do życia…

Kręcony na Filipinach, w tych samych lokacjach, co „Zombi 3″, obraz jest przepełniony akcją, która właściwie nie staje w miejscu; krwawy prolog szybko przechodzi w kino w stylu obrazów Bruno Matteiego, pełne komandosów i rozkrzyczanych niewiast. Plotka głosi, że Fragasso musiał czekać, aż Mattei skończy kręcić swoje ujęcia do „Strike Commando II”, gdyż dzielili między sobą jedną kamerę. Do głównej roli zaangażowano gwiazdę filmów pornograficznych Jeffa Strykera (prawdziwe nazwisko Charles Casper Peyton, w czołówce opisany jako Chuck Peyton), który, z gołą klatą na wierzchu, wygląda tutaj jak młody Elvis Presley. Wygląd zombie nie powala, w większości to ubrane w stare ubrania postacie ze szmatami okręconymi wokół głowy; ale taki już urok niskobudżetowych produkcji. Zero logiki, zero aktorstwa, masa strzelanin, ucieczek i słabo wykonanych zombie; trochę dobrze wykonanego gore. I mgły. Czy dzień, czy noc, mgła skrzętnie wypełnia kadry, dodając nieco uroku obrazowi.

Kontynuacji (oficjalnych i nie), było więc wiele – najczęściej były to jednak przyszywane na siłę tytuły przez amerykańskich czy brytyjskich producentów. Żadna z nich w najmniejszym stopniu nie oddawała jednak klimatu, siły i smaku „Zombi 2″ Fulciego. Brakowało reżyserom swoistego zmysłu makabry – zbyt wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, często słaby montaż, dłużyzny – to wszystko pracowało na efekt końcowy, który daleki był od oczekiwanego – oryginalnej kontynuacji dzieła Fulciego. Mimo wszystkich wad warto zobaczyć te filmy; mają niezaprzeczalny urok i z każdego da się wyłowić kilka smakowitych scen. Oczywiście nie są to obrazy dla każdego; niech w tym temacie wypowie się raz jeszcze bohaterka „Zombi 3″, Beatrice Ring, która opuściła rzymskie kino podczas promocyjnego seansu obrazu:

„Praca nad tym obrazem to był koszmar […]Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że rolki z filmem zostaną zatopione w oceanie, podczas podróży z Filipin do Włoch.”

Beatrice, z całym szacunkiem, nie wiesz co dobre…

haku

Źródła zdjęć: nilbogmilk.blogspot.com,